Wielopak weekendowy

09:00

Czasami bywa tak, że w pewnym okresie czasu wypijam kilka (-naście) piw, z których w żaden sensowny sposób nie można zrobić wpisu o wspólnym motywie przewodnim. Albo każde z innego browaru, albo w zupełnie innym stylu i zestawianie ich byłoby próbą pisania wspólnego artykułu o sakralnej architekturze baroku w Świętej Lipce oraz utylitarnej śląskiego brutalizmu. Próby byłyby porównywalne do starań poprawy jakości polskiej kolei i spełzły na niczym jak detektywistyczna kariera Macierewicza. Pomysł wielopaka weekendowego jest stary niczym serwis joemonster, gdzie od lat w tej formie pojawiają się najlepsze dowcipy tygodnia. Niegdyś czytywałem je, ale moje poczucie humoru wyewoluowało w stronę znacznie bardziej skrajną, znacznie poza polityczną poprawność większości serwisów parających się rozrywką. Niemniej jednak pomysł sam w sobie jest dobry, stosowany przez innych, dobrych blogerów piwnych, a z kogo czerpać jeśli nie z lepszych od siebie. Pierwszy wielopak (po)weekendowy to sześć piw, ale tylko pięć browarów - jeden z różnym skutkiem załapał się z dwoma piwami. Poza tym jest jeden browar regionalny, jeden z absolutnym debiutem, jeden doświadczony ale z debiutanckim stylem i jeszcze jeden kontraktowiec jeszcze nie całkiem okrzepły na piwnej scenie. No to zaczynamy!

Tomasz Weekendowy czyli zmęczenie z piwem

Na początek Browar na Jurze i Freestyle Ale czyli zawierciański pretendent, który zaskakuje ciekawymi pomysłami na piwo i do dotychczasowej solidności dorzuca sporą dawkę kreatywności. Solidności, bo o wybitności mówić nie można, ale przeca Bursztynowe czy Stout są całkiem ok. A nowe etykiety to prawdziwa ekstaza projektanta, któremu dano wolną rękę i co najmniej jedno narzędzie więcej niż Paint (kazus Chmielarium). Etykieta może się podbać lub nie, ale z pewnością wprowadza graficzne odświeżenie trudnego tematu. Pytanie czy jednak browar nie robi z nas łosi tym piwem? Gdy je przelałem, to pomyślałem: "kuźwa, tak powinno wyglądać piwo - bursztynowa barwa, eleganckie zmętnienie, idealna piana". Zapach jest ok - wyraźna kolendra, charakterystyczny chmiel Żatecki i delikatny aromat Citry nieśmiało przebijający się spod tego. Piwo ma dużą pełnię i wyraźnie zapycha - tu leży jego słabość, absolutnie nie jest sesyjne, a z drugiej strony nie jest zbyt kompleksowe czy złożone by zapewnić możliwość powolnego rozpływania się nad nim. W smaku przeszkadzała mi delikatna pikantność. Niby spoko, a niby nie. Sam nie wiem. Polecam spróbować samemu, ja już raczej nie wrócę.


Browar Olimp i ichniejszy Charon z pestkami dyni, który stanął w szranki z Dyniamitem i Naked Mummy w wyścigu po najlepsze piwo na Wszystkich Świętych. Etykiety Olimpu mają dla mnie ogromny potencjał, ale każdej (!!) brakuje kropki nad i. Z jednej strony wyraźna i dosłowna gruba kreska, a z drugiej sporo pustego miejsca i jednolitego koloru. Takę etykietę mógłbym zrobić ja, a to nie jest dla grafika komplement. Charon zaskoczył mnie bardzo ciemnym kolorem. O ile zapach mi się podoba, dominuje w nim dyniowa pestkowość bułek z Biedronki (są takie z nasieniem i bardzo je lubię), to w smaku pierwsze skrzypce gra przyprawkowość, która nawet przy jedynie średniej pełni staje się męcząca. Charon pozostawia całkiem gorzki posmak po sobie. Ja to piwo jakoś zmęczyłem i w takiej postaci nie sięgnąłbym po nie po raz kolejny.



Zupełnie inaczej postrzegam walory smakowe kolejnego piwa ze skrytego w alkoholowej chmurze Olimpu. Będący amerykańskim stoutem Nyks. Bogini ta jest uosobieniem nocy, a piwo uosobieniem rewolucyjnego stylu - świetnym zresztą. Piwo świetnie wygląda na zdjęciu, ale gdy trzask migawki odszedł w zapomnienie, to samo stało się z pianą. Ja także szybko o niej zapomniałem, bo moją uwagę przykuł aromat. Najpierw bardzo mocne iglaki kojarzące się ze stojącą w domu choinką, a tuż obok czekoladowy zachwyt. Bardzo ładnie miesza się w to delikatna lukrecja i wyraźna paloność. Trochę skojarzyło mi się to z Delicjami (Szampańskimi). W smaku obecne jest przede wszystkim palenie mocne jak to na Jamajce. Gorzka czekolada dokłada swoje trzy grosze do chmielowej goryczy, aczkolwiek posmak jest lekko słodkawy. Nyks piło mi się bardzo dobrze, aprobuję i zachęcam do spożywania.



Pozostając w temacie stoutów, ale na drugim ich biegunie, czas napisać o degustacji z międzynarodowego dnia tychże piw. Browar Solipiwko absolutnie debiutuje z piwem niekooperacyjnym (tu wspólnie z Widawą była Młócka, której smakowo kompletnie nie zakumałem). Na początek jest milk stout o ślicznej nazwie Sweet Nygus. Etykieta przypadła mi do gustu dzięki kolorystyce i prostocie. A piwo? Jest na prawdę dobrze! Czarny jak spracowane ręce Słodziaka stout wali po nosie mlekiem oraz palonym słonecznikiem. Zapach może nie jest bardzo intensywny, ale z pewnością ładny. Piwo jest pełne w smaku i przy tym wyjątkowo lekkie w odbiorze. Mocna słodowa podbudowa palonego słodu miesza się mleczną czekoladą tworząc bardzo pijalne piwo. Polecam wybrać się na targowisko niewolników i zakupić kilka sztuk.


Janek Wiśniewski to propozycja AleBrowaru, która ma zaspokoić potrzeby osób znudzonych walką o coraz wyższe IBU i goryczkę urywającą dupę niczym semtex umieszczony w rectum badguy'a przez Denzela Washingtona (jak ktoś nie wie, o jaki film chodzi, to musi koniecznie nadrobić swoje braki). To cherry sour ale, czyli wiśniowe kwaśne piwo, czerpiące garściami z piwowarstwa belgijskiego. Może gdybym nie był świeżo po powrocie z Cantillon, to piwo wprawiło by mnie w osłupienie, ale tak po prostu bardzo smakowało. Jest wiśniowe i jest kwaśne, ale do kwasu z brukselskiego krieka brakuje sporo. Brakuje kwasu. Jakość jest tu na fajnym poziomie. Z reakcji współpijaczki wiem, że końska derka jest na poziomie akceptowalnym przez zwykłego pijacza piwa/wina. Jest, a jakoby jej nie było. Bardzo fajna próba - ja będę AleBrowarowi kibicował właśnie przy takich stylach - znacznie to ciekawsze niż kolejne single hopy, choćby nie wiem jak smaczne.

Na koniec zostawiłem sobie piwo, po które sięgnąłbym najchętniej ponownie. Imperial Red AIPA browaru Birbant okazuje się być dokładnie tym, co obiecuje i robi to smacznie. 19,1° ekstraktu i 7,8% alkoholu to iście imperialne liczby. Czerwień ma się chyba kojarzyć z wyuzdaniem, ale Birbant już chyba wyeksploatował minimalizm w swoich etykietach - zaczyna to trącić myszką, jest mocno tak sobie. Samo piwo jest zdecydowanie poziom wyżej. Bardzo ładny, intensywny kolor nalewki wiśniowej. Piana jest wysoka, drobna i pozostaje długo jak ślady po pejczu na plecach. Oferuje szybkie i mocne uderzenia aromatu iglaków na przemian z razami owoców egzotycznych. Lekki karmel jest słodyczą w tej dewiacji. IRAIPA "c - chuje" się średnią pełnią, która przy bardzo mocnej goryczy (tym bardziej uwydatnionej) sprawi, że piwo zadowoli hop headów i nie zamuli ich jakąś ogromną słodyczą. Podbudowa słodowa jest spora, ale to jednak gorycz dominuje, zmniejszając siłę rażenia w trakcie spożywania, bowiem uwydatniają się zaskakujące i odpowiadające mi akcenty chlebowe.


Galeria osobliwości


Zobacz także

4 komentarze

Obserwatorzy