Browar z zapałem

20:36

Nie dziwi to, że browary restauracyjne otwierają się w takich miastach jak Warszawa, Kraków, Wrocław, Gdańsk, Lublin, Toruń, czy choćby Rzeszów. Są to stolice województw, mają duży potencjał ludnościowy – można przypuszczać, że zawsze znajdą się ludzie, którzy będą chcieli spędzać czas popijając lokalne piwo. Kiedy jednak browar otwiera się w takim mieście jak Czechowice-Dziedzice, staje się to sporym poruszeniem. Kiedy jeszcze okazuje się, że właścicielem tego przybytku jest znany wszystkim (twórczość niekoniecznie), niegdyś topowy wykonawca muzyki pop, Stachursky, to niespodzianka jest większa.


Jak smakuje piwo warzone w Czechowicach-Dziedzicach? Nieźle. Czym zaskakuje tamtejszy browar restauracyjny? Kilkoma rzeczami. Ale o tym dalej.

Pierwsza niespodzianka – browar otworzył się w pierwszej w Czechowicach galerii handlowej, takiej prawdziwej, wielkomiejskiej z modnymi sklepami i dziewczętami paradującymi z butelkami wody. Nazywa się Stara Kablownia, bowiem powstała w miejscu budynków fabryki kabli. Aromat palonych kabli unosi się jednak nad okolicą. Konkretnie rzecz biorąc browar znajduje się w podziemiach centrum handlowego i jedynym minusem jest to, że nie ma żadnego szyldu, neonu, niczego. No ale poza browarem nie ma tam nic wartego uwagi, poza lodami o smaku marakui, które mnie prześladują.


Druga niespodzianka – wymyślono sobie alternatywny sposób przyciągania, potencjalnie mniej licznej, klienteli. Z jednej strony mamy nowocześnie urządzoną część „konsumpcyjną”, gdzie piwosze w otwartej, przestronnej, ale i całkiem przytulnej (wiem, że te oba określenia w sumie się wykluczają, no ale trzeba tego doświadczyć samemu) sali mogą degustować piwo, podziwiać instalację warzelną i kontemplować urodę barmanek. Z drugiej strony mamy... tadam, tadam... dyskotekę o nazwie Chacharnia, która w okolicach łikendu z pewnością przyciągnie tabuny ludzi. Spoceni, naspidowani młodzi ludzie będą uzupełniać brak płynów w organizmie właśnie piwem. A gdy już wybiorą ofiarę, mogą ją wyrwać do włożenia palców w dziurki lub ewentualnie do potrzymania kijka.

To niewyszukane zdanie prowadzi do trzeciej niespodzianki, w ramach lokalu funkcjonuje centrum rozrywki – kręgielnia z bilardem. Co może lepiej towarzyszyć rzucaniu kulą w stronę kręgli niż szklanka pszenicznego? Czy coś poprawia celność w trafianiu do łuzy bardziej niż kufelek ciemnego piwa? Kilka kufelków...

Jeśli po tym co napisałem powyżej wydaje Ci się, że piwo w Browarze Dziedzice będzie podłe, bo gościom nie będzie zależeć na smacznym, to racja – wydaje Ci się. To czwarta niespodzianka. Piwo jest naprawdę przyzwoite. Niezłe. Powyżej średniej. Zestawiając je tylko z browarami restauracyjnymi, jest naprawdę dobrze. No ale po kolei. W ofercie są cztery piwa i tu nie ma żadnej niespodzianki – są to: pszeniczne, pils, koźlak i marcowe. W takiej właśnie kolejności je spożywałem. Można zamówić ilość degustacyjną (0,2 dla mięczaków i innych pięciolatków), ale też i litr, dla koneserów i spragnionych. Ceny są przyzwoite, nie powalają w żadną stronę.

 

Na pierwszy ogień pszenica. Wygląda obłędnie pięknie. Intensywnie złota barwa piwa z całkiem przyjemną ilością piany na wierchu. Dałem się poznać jako może nie wróg, ale na pewno nie koneser weizenów, to Cesarok Weizen bardzo mi się spodobał. Szczególnie urzekł mnie mocny aromat bananów i goździków, który dotarł do mojego nosa. W smaku banan zmienia się powoli w słodkawą gumę balonową, by w posmaku uraczyć nas lekką chmielową goryczką. No i to rozumiem. Lekko, słodko i czadowo.


 
Przeplatało mi się to co smaczne, z tym co średnie. Teraz to, co mnie nie obeszło. Bo i owszem, Cesarok Pils jest do wypicia. Piwo ma barwę żółtą, jest mętne i spowite czapą piany, która zostawia po sobie to i owo na szkle. Piwo ma charakter słodowy, goryczy znacznie mniej niż w niektórych tekstach Stachurskyego, ilości jej – powiedziałbym – są wręcz śladowe. Przytłoczyła mnie jego drożdżowość. Nie jest to pils sesyjny, albo inaczej – ja nie wyobrażam sobie wypicia kilku naraz.

Ostrzyłem sobie zęby na koźlaka i mnie nie zawiódł. A zwykle w takich miejscach koźlaki są zwyczajnie słabe, albo zbyt słodkie, albo zbyt wodniste. Cesarok Koźlak jest jasnobrązowy i mętny. Wygląda jak pospolita breja niewiadomoczego. Ale nie ma co się zrażać. Niezbyt ciemna barwa jest rekompensowana przez delikatny zapach i zachęca do zamoczenia koniuszka języka, a następnie do przechylenia kufla. Karmel w słodowym zapachu jest uzupełniony karmelem i - na szczęście - umiarkowaną słodyczą w smaku. Odpowiednia pełnia smaku sprawiła, że piło się go świetnie. Wróciłbym do niego...

…gdyby nie to, że zostało jeszcze marcowe. Cesarok Marcowe może sprawdziłby się na Oktoberfest, gdzie niekoniecznie smak jest najważniejszy. Czechowicki marzen grzeszy zbyt potężną słodowością, która w aromacie jeszcze jest do przełknięcia, ale w smaku męczy bardziej niż oglądanie polskiej reprezentacji piłki nożnej. Możesz sobie wyobrazić jak. Nie wyczułem w tym chmielu, może w ogóle go nie było?

W Czechowickiej browarno-rozrywkowej hybrydzie można napić się bardzo fajnych piw. Można tam też zabrać osobę, która stroni od alkoholu, bo nie będzie się nudzić. Gdybym opierał się jedynie na koncepcji tego lokalu, to – strzelam – nie spodobałoby mi się. Browar Dziedzice okazał się być jednak bardzo przyjemnym miejscem, w którym można wypić dobre piwo. Trzeba czegoś więcej?

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy