Drang nach Westen

09:00

To niesamowite uczucie, gdy wchodzę do przeciętnej wielkości sklepu z alkoholem, w dzielnicy która nie jest centrum miasta (które ledwie zasługuje na to miano) i widzę piwa, których nie widziałem jeszcze nigdzie. A jeśli nawet widziałem, to w takim miejscu robią szczególne wrażenie. Nie zawahałem się ani chwili i wszystkie trzy, widoczne poniżej piwa wpakowałem do plecaka i zabrałem do domu.



O tym, jak smakowały trzy niemieckie piwa z Turyngii, dowiesz się z dalszej części tekstu.

Wśród piwowarów oraz browarników, jeszcze bardziej niż wśród innych producentów, istotna jest tradycja obecności na rynku. Nikogo już chyba nie dziwi to, że poszczególne browary belgijskie stają się sponsorami klasztorów tylko po to, by móc korzystać z ich nazw oraz stwierdzać, iż piwo jest produkowane od np. XII wieku, bo zamknięci w monastyrze braciszkowie się tym parali. Wystarczy jakiś spalony kawałek świstka pergaminu na którym obok nazwiska rodu widnieje odległa w czasie data, aby wykorzystać go jako podstawę do twierdzenia, że piwo jest warzone w danym miejscu od bardzo dawna. Momentami można by przyjąć za pewnik, że franciszkanie w XVII wieku znali już metodę HGB (high gravity brewing) i budowali kilkunastometrowe stalowe tankofermentory. Czekam tylko aż Browar w Tychach objawi jeszcze wcześniejszą datę powstania tamtejszego browaru i okaże się, że piwo warzone tam było jeszcze zanim Sumerowie uznali, że to modne.

Taką informacją zaatakowała mnie też strona internetowa browaru Privatbrauerei Gessner. Tradycja warzenia sięga tam 1622 r., a nowoczesny browar powstał w 1997 r. Brzmi znajomo? Tak. "Tam " oznacza w tym przypadku miasteczko Sonneberg w niemieckiej Turyngii. Sonneberg to Słoneczna Góra, bardzo optymistyczna nazwa. Miasto jest słynne wśród osób, które pasjonują się modelarstwem kolejowym, gdyż jest siedzibą firmy Piko, która wytwarza doskonałe kolejki elektryczne. Jako dziecko niejednokrotnie sapałem, że nie mam takiej kolejki... W chwili obecnej browar chwali się produkcją tylko siedmiu piw, co powinno dobrze wróżyć ich jakości, bowiem piwowar ma możliwość skupić się na dopieszczaniu detali. Mam nadzieję, że ten optymizm to nie jest efekt nadmiernej ilości słońca w górach.

Gessner Dunkel Bock poszedł na pierwszy ogień. Ciemne koźlaki są traktowane przez wiele osób po macoszemu głównie dlatego, że zwykle są przesłodzone i często zbyt alkoholowe. Bardzo lubię ten styl właśnie za sporą (gdy niewyczuwalna) zawartość procentów oraz treściwość i pijalność. Mam też spore oczekiwania wobec nich. Gdy przeminął już dźwięk otwieranego zamknięcia patentowego, do naczynia przelałem piwo o pięknej ciemnorubinowej barwie, na wierzchu którego zbudowała się niewielka ilość trwałej piany. Wygląda obłędnie. Oczywiście takie piwo pije się dosyć ciepłe, ja wyjąłem swoje z lodówki około godziny przed otwarciem. Dzięki temu aromat był dosyć rozbudowany - poza spodziewanym karmelem pojawiły się w moim mózgu skojarzenia z orzechami, suszonymi owocami (śliwki) oraz rodzynkami (wiem, to też suszone owoce). Bardzo przyjemny to zapach i nie zburzył go smak. Jest tylko lekko słodki, gdzie słodycz jest wyraźnie odsłodowa, nie kojarząca się ze sztucznymi cukrami. Stosunkowo nieduże wysycenie sprawia, że pije się je gładko i przyjemnie, alkohol (6,8%) jest totalnie niewyczuwalny (dla mnie), a na koniec pojawia się miła goryczka. Bardzo fajny to dunkel bock. Chciałbym częściej trafiać na takie!

Gessner Heller Doppel-Bock to przedstawiciel stylu, który zawsze rodzi u mnie obawy. Jest to bowiem jasny koźlak dubeltowy. Bardzo trudno jest uwarzyć tak mocne i jasne piwo dolnej fermentacji, aby w smaku nie dominował trzepiący mózg alkohol. Nie bardzo jest bowiem czym przykryć potencjalne nuty alkoholowe. Tutaj plusem jest niesamowity jego wygląd - piękny złoty kolor, lekko zamglony. Piana jest problemem, takim że jej nie ma. Zapach jest taki sobie - dominuje bardzo mocna słodowość i lukrecja. W smaku obok słodu i wrażenia średniej pełności pojawia się niestety i spodziewanie alkohol (7,5%). Goryczka dosyć lekka, ale taka o charakterze alkoholowym. Tak jak lubię bocki i doppelbocki, tak jeszcze żadna ich jasna wersja mi nie smakowała specjalnie. Mogłoby być do wypicia, gdyby nie było takie mocne. To piwo jest warzone w Sonneberg sezonowo, ale sądzę że mogłoby być sezonowo nie warzone.

Gessner Original Festbier to piwo marcowe, czyli jasne piwo dolnej fermentacji zwane także oktoberfest bier. Piwo ma bardzo ładną ciemnozłotą, wpadającą w bursztyn barwę z minimalną (ale jednak) pianą. Jest klarowne i wygląda przyjemnie dla oka. Cechuje się mocno słodowym aromatem i delikatną, ale bardzo przyjemną goryczką w smaku. Zawiera 5,6% alkoholu i nie mam na ten temat nic mądrego do powiedzenia. Tomasz optymista powie, że jest miłe i pijalne, a Tomasz złośliwiec, że nudne jak polska liga piłki nożnej. Można się napić, ale po co? Jedyne zastosowanie, jakie przychodzi mi do głowy, to zastąpienie nim picia polskich lagerów, które nie dorównują mu gładkością i goryczką.


Wszystkie trzy piwa zamknięte były  w efektownych butelkach z krachlą i z pięknymi, bardzo szegółowymi etykietami. Bardzo się cieszę, że tak nietypowe piwa pojawiły się u mnie, w Sosnowcu. To z pewnością znak czasów i prędkość znikania ich z półek świadczy o tym, że jest zapotrzebowanie na nowe smaki.

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy