Piwny Blog Day 2.0...

21:22

...czyli o tym, jak doświadczona osoba, która zna się na blogach, powiedziała mi, że jestem do dupy, a ja jej klaskałem*.

Piwny Blog Day 2.0 za nami i przyznam się szczerze, że na początku miałem napisać kolejną relację ze spotkania, ale po 1 stronie stwierdziłem, że nawet mnie się tego nie będzie chciało czytać. Większość postawionych pierwszego dnia tez do MNIE nie trafia i ogólnie rzecz biorąc mam je tam, skąd wychodzi świstak. W rzyci. Spotkanie było jednak bardzo cenne, bo kilka rzeczy było warte zapamiętania i wziąłem sobie je do serca. Ten tekst to po części relacja z tego co się działo, po części moje wrażenia, ale także polemika z pewnymi tezami, które pojawiły się w toku „obrad”.




Piwny Blog Day 2.0 – czas i miejsce akcji

W Poznaniu w weekend 19-20. października odbył się, zainspirowany i zorganizowany przez markę Pilsner Urquell, Piwny Blog Day 2.0. Zostałem zaproszony na ten kongres polskich piwnych blogerów i z zaproszenia skrzętnie skorzystałem, bowiem chciałem poznać tych, których czytam. Jest to ciekawa forma promocji uznanej na świecie marki, polegająca na wejściu w relację z osobami, które piwem się zajmują, pasjonują i o nim piszą. Ukłon w stronę pasjonatów?

Piwny Blog Day to w założeniu debata nad stanem piwnej blogosfery, warsztaty zwiększające kompetencje blogerów, spotkania z autorytetami oraz, a może przede wszystkim, integracja. W ciepły i słoneczny weekend zostaliśmy zamknięci w lochach zamku cesarskiego, na Placu obok dwóch krzyży, gdzie mieści się goszczący nas Dubliner Irish Pub. To było przednie uwięzienie. W czasie krótkiej prezentacji osób nie zdążyłem się do końca połapać, kto jest kto, ale wyłapałem osoby, których blogi przeglądam. Reprezentowanych było 21 blogów, których autorzy przyjechali z calutkiej Polski.

Dlaczego mi się podobało?

W ciągu dwóch dni działo się wiele. Wystąpił przed nami Michał Kopik, z prezentacją o degustacji piwa, którą w podobnej formie już gdzieś widziałem (pewnie w Żywcu), ale jestem świadom swojej niemałej ignorancji, więc słuchałem z uwagą. Michał zajmuje się zawodowo piwem i wie bardzo dużo.

Po nim pojawił się na scenie Tomek Kopyra z blogu blog kopyra kom. Mogliśmy więc posłuchać o tym jaki jest Kopyr, jak rozwinęły się jego statystyki, jak robi video i jak je wrzuca. Generalnie nuda. Nie pojawiła się kwestia zasadnicza, czyli czemu vlog jest kolejnym etapem? Jestem po stronie osób, które wolą przeczytać w 3 minuty, niż słuchać 15 minut, chociaż często jest opowiedziane ciekawie. Kopyra zawsze czytałem i bardzo, bardzo sporadycznie oglądam. Ale nie jestem targetem i niekoniecznie przekonuje mnie fakt, że aby się rozwijać trzeba trafiać do gimbazy.

Paweł Tkaczyk przekonywał nas, że ważny jest bloger, a nie blog. Wskazał, że blogosfera piwna jest monotonna i musi się zmienić. Aby to zrobić należy kreować siebie. Temat próbował ciągnąć w kończącej pierwszy dzień dyskusji Bartek Napieraj, ale energii było za mało (we mnie na pewno). Odniosłem wrażenie, że większości taka forma blogowania odpowiada. Prawdopodobnie będzie tak to wyglądać do czasu aż weźmie się za to ktoś profesjonalnie, kto będzie się w stanie temu poświęcić.

Drugi dzień to prelekcja o Tyskim niepasteryzowanym, które ma podbić serca Polaków, z tanków które mają podbić polskie puby. Nie piłem, nie wiem jak smakuje. Średnio mnie to interesuje, bo należę do osób, które baaaaaaaardzo rzadko piją to samo piwo częściej niż 3 razy w roku (sobotnio-niedzielnym Pilsnerem pobiłem swój tegoroczny rekord pod względem powtórzeń jednego piwa). Nawet jeśli będzie pyszne, to stwierdzę to, przekażę innym i poszukam następnego piwa.

To co najbardziej „w pytkę”

Dla mnie najciekawsze były praktyczne zajęcia sensoryczne – rozpoznawanie wad w próbkach piw, a potem blind tasting. Prowadzone kolejno przez Macieja Chołdrycha oraz Rafała Kowalczyka pokazały (mi), jak trudną sprawą jest właściwa ocena piwa, jak wiele czynników na nią wpływa i jak daleka droga przede mną. Chciałbym móc kiedyś powiedzieć z czystym sumieniem: „znam się na tym”. Wszystkim wystąpieniom i warsztatom towarzyszył zimny i goryczkowy Pilsner Urquell, który jest zwyczajnie idealnym jasnym lagerem (piwem dolnej fermentacji), tudzież pilznerem. Piwni blogerzy to fajni ludzie, więc siłą rzeczy czas mijał dobrze, na rozmowach o piwie oczywiście. Integracyjny wieczór w Setce okazał się ciekawy w rozmowy i odkrywczy w piwne smaki.

Krótkie wzmianki o piwach
(jak nie czytasz recenzji, to z czystym sumieniem omiń)

Poliż Alę z Artezana to śmierdząca kicha, Kejter na pół metra zajeżdża niczym kocia kuweta, Deszcz w Cisnej okazał się być pyszną i dosyć intensywną wędzoną (karkówka, kaban lub wurst – zdania były podzielone), Smoky Joe z AleBrowaru już wcześniej dołączył do absolutnej klasyki polskich piw, a swoją wysoką jakość po raz kolejny potwierdził Atak Chmielu z Pinty. Kokolobolo z Piwoteki Narodowej to bardzo fajne i jednocześnie bardzo niedostępne piwo.

Dlaczego ja mam to gdzieś?

Paweł Tkaczyk ma sporo racji. Większość blogów jest słaba, ale mnie razi przede wszystkim nieudolność językowa. Ja nie szukam też blogera na blogu, ale konkretów: dobrych tekstów, dobrych zdjęć, szczegółowych informacji, recenzji piw (tak, zdziwiony?). Nie będę gościem na blogu, na którym ktoś się kreuje, bo zaglądam na blogi by coś z niego zyskać. Szukam dobrze napisanych tekstów o piwie, w tym także wrażeń z picia, ale także ciekawostek, bo sam nie jestem w stanie znaleźć i wypić wszystkiego. Tak jak napisałem większość postawionych w Poznaniu tez spuściłem w zabrudzonym kiblu pociągu jeszcze przed Kępnem. Jednak nie wszystkie – czy jednak wystarczy czasu i siły, aby się wyróżniać? Nie wiem. Póki pisanie bloga sprawia mi niemałą frajdę, uczy bawiąc i bawiąc uczy, dopóty będę pisał. Taka sytuacja.

Na PBD 2.0 było arcyczadowo, dzięki za zaproszenie marce Pilsner Urquell oraz Kubie, bo gdyby nie on, to bym nie pojechał.






















*niestety nikt nie powiedział tego mi, tylko powiedział to "ogólnie" i "do (prawie) wszystkich".

Zobacz także

1 komentarze

  1. Zdecydowanie najlepsza relacja, spuszczenie tez w kiblu pkp made my evening ;) Z wnioskami też się zgadzam, nieudolność językowa to zdecydowanie największa bolączka piwnych blogierów.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy