Uiltje Brewing Co.

08:45

Browar Uiltje był ostatnim, który odwiedziliśmy w czasie naszego weekendowego wypadu do Amsterdamu (i okolic). Zaczynam jednak od niego - bo tak. Browar znajduje się w pobliskim stolicy Holandii Haarlemie. Wyjazdu tam nie trzeba planować, pociągi kursują bardzo często i są stosunkowo tanie - podróż trwa ok. 10-15 min, więc szybko zmieniamy zatłoczony turystami Amsterdam na kameralny Haarlem. Z dworca pod zlokalizowany na przemysłowych obrzeżach miasta browar jedzie jeden autobus, ale niestety nie w weekend, co delikatnie zmodyfikowało nasze plany. Najpierw byliśmy w kościele, o czym niechybnie niedługo będzie na blogu, a później korzystając z usług innego autobusu podjechaliśmy nieco w stronę browaru, bo 40 minutowy spacer nie był szczytem marzeń Gosi.


Strefa industrialna w sobotnie popołudnie jest opuszczona jak Prypeć. Ludzi praktycznie brak, samochodów jak na lekarstwo, ale idziemy... Browar zza winkla wygląda niepozornie i przypomina budynek z angielskich przedmieść. Gdyby nie logo browaru i wystawione na zewnątrz młóto, to nikt zdrowy na umyśle nie wziąłby budynku za browar. A już w ogóle za brewpub.


Bo musicie wiedzieć, że na miejscu znajduje się wyszynk piwa i sklepik firmowy, w którym dostępna jest masa gadżetów i piw - w tym także rzadkich sztosów z limitowanym zakupem na jedną osobę. Co ciekawe na piętrze znajduje się też kuchnia, o której walorach także mieliśmy okazję się przekonać. Zbity z palet ogródek robi wrażenie hipsterskiego i generalnie wrażenie to nie opuszcza mnie już do końca wizyty.


Wnętrze oczywiście nie pozostawia wątpliwości, że to browar w którym zadomowiły się Sówki. Tablica z dwunastoma piwami (w tym dwa z casków) pokazuje co i z ile możemy wypić i ceny są godne. Druga tablica prezentuje rozkład imprez, w których Uiltje bierze udział. Na jednej ze ścian przyklejone są liczne etykiety z piw browaru, a każde szkło sygnowane jego logiem.


Rozgrzewka była w kościele, więc dla wyrównania tętna Gosia bierze Beta 06, czyli berlinera weisse, do którego dodano "w chuj marakui" (cytat z tablicy), a ja wspaniałego leżakowanego w beczce po whiskey imperialnego portera Meneer de Uil. Oba piwa to najwyższa klasa i dwa różne bieguny piwne. O ile piwo Gosi jest leciutkie, owocowe, bardzo mocno kwaśne, to moje gęste, torfowe, mocno czekoladowe, kawowe. Odpowiednio 8/10 i 8,5/10.


Po zaspokojeniu pierwszego pragnienia idziemy zwiedzać browar. Indywidualna wycieczka trwa kilkanaście minut, a oprowadza nas i o wszystkim informuje przesympatyczna barmanka. Od swojego powstania browar wymienił warzelnię. Obecnie to prawdziwy rzemieślniczy potwór - czteronaczyniowy sprzęt ma pojemność 40 hektolitrów, a 11 tankofermentorów mieści od 30 do 120 hl piwa. Linia rozlewnicza jest nowoczesna, ale prawdziwy prawy prosty to leżakowania beczek. Znajduje się w niej kilkadziesiąt (na zdjęciu widać mniej niż połowę) drewnianych pojemników na dobro. To właśnie tu dojrzewają najciekawsze piwa Uiltje. 


Po powrocie czas na obiad - pizzę Defibrylator już znacie (klik!). Nietypowy koncept okazał się bardzo smaczny. Na popicie Gosia wzięła kolejnego berlinera - Cry Baby, chmielonego na zimno chmielem Ahtanum, a ja Joost Mag Het Weten - imperialne IPA. Moje było bardzo dobre. 7,5/10, a Gosi bardzo kwaśne i w sumie tyle. 6,5/10. No ale ta pizza to 10/10.


Uiltje to fantastyczny browar, bardzo sympatyczna miejscówka i mili ludzie. Polecam na każdą wycieczkę, a jak się komuś nie chce drałować do browaru, to Uiltje ma w centrum swój bar (tam nie dotarłem - jest po co wracać). Piw nie trzeba polecać, one polecają się same.

Zobacz także

2 komentarze

  1. 40 minutowemu spacerowi powiedziałam Nie.. bo marzyła mi się przejażdżka rowerem (wszystkie akurat zostały wypożyczone :( ) ale i bez tego NIE ŻAŁUJĘ, i Browar polecam gorąco:) :) :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy