Najpierw pij, potem zwiedzaj

08:00

Zapomnij o Rzymie, Madrycie, Barcelonie, Wenecji, Florencji, Wiedniu, Sosnowcu, Petersburgu, Pradze, Paryżu i innych molochach i pogódź się z tym, że nie ma na starym kontynencie piękniejszego miasta niż Brugia. To dama wśród flandryjskich miast. Jedyna w swoim rodzaju. Od pozostałych odróżnia ją to, że "w innych miastach poszukuje się malowniczych miejsc, ale trudno je znaleźć, natomiast w Brugii szuka się miejsc, które nie byłyby malownicze, lecz znaleźć je niełatwo".


Brugia nazywana jest miastem-muzeum i można się tam poczuć jak na planie filmu historycznego, spodziewając się nadejścia francuskich muszkieterów lub zrzutu wojsk alianckich. Ja niestety nie spotkałem Colina Farrela uciekającego przed otyłym Amerykaninem.

Długo zajęło mi nie tyle przygotowanie tego wpisu, co intelektualne i emocjonalne przerobienie tego, co warto w Brugii zobaczyć. Po wnikliwym zastanowieniu mogę oczywiście wskazać, to co moim zdaniem jest najciekawsze, z uwzględnieniem oczywiście miejsc i klimatów piwnych, ale...

Brugię trzeba przede wszystkim poczuć

Od piwa wypitego o poranku przy kanale, pod rozłożystą wierzbą, od czasu do czasu machając turystom przepływającym łodzią, zagryzając je oczywiście spleśniałym serem, który stał się moim głównym pożywieniem przez tydzień...


...przez zwiedzanie urokliwych zaułków, klimatycznych placów, licznych muzeów (w tym muzeum piwa w browarze), spokojnych parków...


... do wieczornych spacerów w chłodzie pustych już kanałów i ciszy przerywanej kolejnymi melodyjkami wygrywanymi przez dzwony Belfort en Hallen.


To właśnie 88 metrowa dzwonnica jest wizytówką miasta. Koniecznie należy wspiąć 366 stopniami przez ciasne korytarze, nie tylko po to aby zobaczyć zapierającą dech w piersiach panoramę miasta, ale także karylion, który wespół z 48 dzwonami tworzy instrument od którego nie mogłem oderwać oczu i gwarantuję, że w waszym przypadku będzie tak samo.
"I grew up in Dublin. I love Dublin.
If I'd grown up on a farm and was
retarded, Bruges might impress me"
Bohater grany przez Colina Farrella w prześwietnym In Bruges nie mógł bardziej się mylić. Całe Stare Miasto znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO, a ja przez trzy dni opuściłem je tylko po, aby dość z i do dworca - jakieś 200 metrów przez nowoczesność. Zupełnie nie ma po co opuszczać rejonów starego miasta, jest tam wszystko co potrzebne do egzystencji. Można się rzeczywiście poczuć jak w historycznym filmie.


Nie przejdziecie obojętnie obok Głównego Rynku (Markt) i Burga, gotyckiego ratusza, renesansowych kamienic, zobaczycie beginaż, gotycko-barokowy Kościół Najświętszej Marii Panny, w którym znajduje się Madonna z Bruggi - jedyna rzeźba Michała Anioła, która za jego życia opuściła Włochy i jedno z niewielu dzieł poza granicami jego ojczyzny.


Z Brugią związani byli słynni malarze, a wśród nich van Eyck i Memling - ten drugi ma tu nawet swoje muzeum, które koniecznie należy odwiedzić. Po co? Ano nawet kulturalny dyletant mojego pokroju zachwyci się Mistycznymi zaślubinami św. Katarzyny, które to dzieło miażdży wizualnie. Może nie jest tak epicki, jak Sąd Ostateczny, który widziałem niegdyś w Gdańsku, ale jest to dzieło najwyższych lotów.


Jako pierwsze piwo z Brugii niech służy nam Hop Verdomme IPA. Ja wypiłem je ze smakiem do śniadania, siedząc przy kanale i chrupiąc bagietkę z serem. Nazwać piwo Hop Verdomme to tak, jakby u nas nazwać je Kurwa Mać. Chyba rozumiecie? 


IPA to nie jest skrót od india pale ale, ale od incerdible, powerful and amazing. Trolling level master. Spokojnie, jest to jednak IPA, ale na przekór nowej fali została przyprawiona siedmioma belgijskimi odmianami chmielu. Producent - Browar Kerkom - deklaruje 80 jednostek IBU i choć piwo jest gorzkie, to chyba nie aż tak. Między porannym pociągiem a wprowadzeniem do hostelu moje bagaże spoczywały w skrytce, wspólnie z pieczołowicie zapakowanymi pokalami (nosz zapomniałem najzwyczajniej), więc nie mogę się rozwodzić nad kolorem. W dobywającym się z szyjki zapachu dominuje pomarańcza, drożdże i kwiaty. W smaku udowadnia swój siedmioprocentowy ciężar - jest owocowo, lekko alkoholowo, dosyć gorzko - gorycz jest trawiasta i długa. Zdecydowanie dla hop headów. 0,33 l. stanowczo wystarcza do śniadania i zapewnia paliwo na wstępne zwiedzanie. Fajne piwo, któremu jednak niekoniecznie dobrze wychodzi mariaż Belgii i goryczy.


Z trzech zaplanowanych do odwiedzenia knajp udało mi się zobaczyć tylko jedną. Druga - działająca od 1515 r. Café Vlissinghe - jest nieczynna w poniedziałek i wtorek (dni w których byłem wieczorem w Brugii), a trzecia - bardzo obiecujący Cambrinus - była najzwyczajniej pełna i nie udało mi się znaleźć miejsca (prób dwie). Wspaniale zlokalizowany jest firmowy lokal Duvela, przy samym rynku na pierwszym piętrze budynku muzeum - ciekawy wystrój, widok z tarasu i przegląd piw koncernowych, które każdy chłepcze ze smakiem (Mardesous, Duvel, Chouffe).


Gorąco mogę polecić 't Brugs Beertje. To malutka i klimatyczna knajpa z przeogromnym wyborem piwa. Mimo ciasno ustawionych stołów panuje tu prawie rodzinna atmosfera, a goście czują się jak w domu. Ściany i sufit pokryte są wszelkiego rodzaju birofiliami, także przeciętny kolekcjoner dostanie tu orgazmu lub zawału serca.


Zdjęcie powyżej pokazuje właściwie 70% powierzchni knajpy. A zdjęcie po prawej księgę zaklęć wraz z kosztem rzucenia w jednostkach many wspólnej. Postanowiłem zamówić miksturę poczwórną.

Prearis z browaru Vliegende Paard Brouwers, czyli kontraktowca warzącego swojego quadrupla w De Proefbrouwerij (tu się robi np. Beer Here czy niektóre 3 Fontainen). Zarówno w zapachu jak i w smaku mieszają się tu nuty orzechowe, nieco lukrecji, prażony słód i obowiązkowe suszone ciemne owoce. Piwo jest gęste i wybitnie degustacyjne, do spokojnego cmokania i achania. W czasie picia dochodzą posmaki drożdżowe i lekko drewniane. Takie pyszne piwo absolutnie trafia w mój gust.


Kiedy myślę o Brugii przed oczami staje mi także genialny sklepik z piwem. De Bierboom to kolejny przykład doskonałego połączenia małego sklepiku z małym barem. Gdy dołączymy do tego przemiłego właściciela wyglądającego nieco jak Joe Pantoliano, to mamy komplet.


Zdecydowanie lepiej było robić zakupy tutaj, niż w jednej z licznych piwnych galerii w stylu 1000 i 1 piw, gdzie mamy sprzedawców, ale nikt mi o niczym nie umiał powiedzieć.

W Brugii koniecznie należy jeszcze odwiedzić Browar De Halve Maan, gdzie wraz z przewodnikiem poznamy tajemnice warzenia przepysznych piw i wyjdziemy na dach podziwiać widoki (pierwsze zdjęcie we wpisie jest właśnie stamtąd), ale o tym następnym razem. Jeszcze kolejny wpis będzie zawierał szokujący opis wrażeń po wypiciu trzech piw z Browaru De Struise, a w ostatnim łyku Belgii zmierzę się ze słynnym XII z Westvleteren.

Zobacz także

4 komentarze

  1. Ja w Brugii byłem tylko jeden dzień i udało mi się zabłądzić i nie trafić do Halve Maan. Ale stale bawi mnie pomysł piwociągu pod ulicami Brugii:
    http://www.tvp.info/17016326/belgowie-chca-zbudowac-piwociag-6-tysiecy-litrow-na-godzine

    OdpowiedzUsuń
  2. Halve Maan jest super miejscem. Warto go znaleźć. Rurociąg jest mega pomysłem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy się, że niestety będę musiał się wrócić. O nie, te kanały, carillon. Straszne.

      Usuń
    2. Współczuję, jak już kupisz bilet to przebukuj na mnie!! Biorę to na klatę!

      Usuń

Obserwatorzy