Oedipus

08:00

Na miano najbardziej hipsterskiego browaru w Amsterdamie bez wątpienia zasługuje Oedipus. Nie rozpala on wyobraźni Polaków tak jak Jopen, De Molen czy Uiltje, ale warto mu się przyjrzeć. Aby do niego dotrzeć należy wsiąść na darmowy prom, który przecina Zatokę IJ dzielącą Amsterdam na część południową i północną. Podróż nie trwa więcej niż dziesięć minut, ale spragnionych czeka jeszcze kilkuminutowy spacer. Po lewej stronie zostawiamy osiedle mieszkalne i docieramy do klasycznego areału przemysłowego, którego najjaśniejszym punktem jest browar Oedipus.


Z uwagi na mało imprezowe otoczenie browar jest otwarty tylko od czwartku do niedzieli. Otoczony przez hale i magazyny Oedipus sam został utworzony w jednym z nich. Zaraz przejdziemy do środka budynku i zobaczycie, dlaczego nazywam to miejsce hipsterskim. To właściwie jedno wielkie pomieszczenie, w połowie przedzielone barem. Po jednej stronie jest część dla gości, a po drugiej - oddzielona prowizoryczną i raczej symboliczną barykadą - część warzelna. Nawet ona sprawia wrażenie ustawionej chaotycznie. Na największej ze ścian zamiast ozdób ustawiono (a może po prostu nie ruszono) wielki metalowy regał magazynowy, który służy za... regał magazynowy. Wszystko to jednak jest skąpane w psychodelicznych kolorach rodem z rysunków nadpobudliwego dziecka.


Wszystko tu mieni się, błyska i świeci. Kolory zmieniają się jak w kalejdoskopie. A nad barem zawisła ogromna świnia. Browar podkreśla swoje ekologiczne skłonności nie tylko w licznie obecnych roślinach, ale też chwali się piwami powstającymi dzięki energii słonecznej. Wystrój to kompletny odlot i wyjątkowo do mnie trafia.

Browar został założony przez czterech przyjaciół, którzy spiknęli się pracując razem w słynnym multitapie Beer Temple. Browar od 2012 roku działał jako inicjatywa kontraktowa, a opisywana miejscówka wystartowała w 2016. Pieniądze na browar zostały bardzo szybko zebrane przez portal crowdfundingowy. Dziś korzysta z warzelni 25 hektolitrowej.


Na fantazyjnych kranach podpiętych jest kilkanaście piw, także kooperacyjnych i z zaprzyjaźnionych browarów. Wybór jest duży, nowofalowy i w sporej części dziki i kwaśny. 


Na początek zapragnęliśmy czegoś lekkiego. Idealnym wyborem okazało się Polyamorie, czyli kwaśne ale będące blendem berlinera weisse i APA z dodatkiem mango. Umiarkowanie kwaśne, rześkie, z wyraźną nutą chmielową i lekką, aczkolwiek zaznaczoną goryczką. Wolałbym ciut bardziej wysycone. 7/10. Drugie piwo to Pais Tropical - american pale ale, którym dzieje się zaskakująco wiele. W aromacie mocny grejpfrut, słodziutkie mango i nuta ananasa. W ustach jest całkiem pełny, gładki. Mimo sporej goryczki bardzo świeży i doskonale gaszący pragnienie. 7,5/10.


Na drugą nóżkę poszło Swingers, czyli gose zupgradowane zestem z limonki i grejpfruta, które już w aromacie kręciło w nosie odjechanymi nutami wskazującymi na kwas. Mega lekkie, mocno słone i bardzo wytrawne od skórek owoców. Kwaśność utrzymana jest przez to w ryzach, a całość wypiła się bardzo szybko. 7,5/10. Na koniec "zwyczajne" IPA - Gaia, które wręcz buchało rozmaitymi cytrusami, nutą sosnową i kwiatami. W posmaku wytrawne, dość gorzkie, cieszące posmakami owoców. Pomimo 7% alkoholu i bardzo mocnej konkurancji zdecydowanie najbardziej pijalne piwo wieczoru. 8/10.

Bardzo ciekawe to miejsce i bardzo dobre piwa. Polecam zajrzeć, szczególnie że z dworca głównego to dosłownie rzut beretem. Za cholerę tylko nie wiem, jak można swój browar nazwać Edyp. Na pewno nie ma żadnych kompleksów.

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy