Wąsowo

18:00

Stosunkowo szybko po moim wyjeździe zapraszam do Wielkopolski! Na blogu do tej pory było raczej niewiele relacji z wyjazdów w tamte rejony - opisałem wam Grodzisk Wielkopolski, NEPO, Impuls, Koło czy Turek a teraz czas na świeżutki browar, jeden z (aktualnie) najmłodszych w Polsce - Browar Wąsowo. Wielkopolskie zaległości postaram się sukcesywnie nadrabiać, szczególnie, że będą ku temu okazje.

Wąsowo to wieś położona w pobliżu Nowego Tomyśla. Choć od XIX wieku stoi tam piękny neogotycki pałac i działa także XIX-wieczny folwark, to nie pojechałbym tam specjalnie przez pół naszego pięknego kraju. Wszystko zmienia obecność browaru. Końcem maja Browar Wąsowo oficjalnie otworzył się (oficjalnie, bo nieoficjalnie działał i lał piwo już od marca) a impreza i nawał ludzi przerósł oczekiwania właścicieli. Tydzień później na spotkanie i imprezę zaproszona została silna grupa blogerska. Wszystko obejrzeliśmy, wszystkiego spróbowaliśmy.


W upalne sobotnie popołudnie dojeżdżamy do Wąsowa, mijamy zjazd na pałac w miejscu gdzie zaczyna się zespół parkowy, by po chwili przejechać przez folwarczną bramę. Gdyby nie stojące tam samochody, byłaby to podróż w przestrzeni i czasie. Folwark powstał za sprawą berlińskiego (wtedy wszak była to II Rzesza) kupca i przedsiębiorcę Richarda von Hardta, który postanowił stworzyć tu swoją siedzibę kupując ziemie od rodziny Sczanieckich. Powstało kilkanaście budynków folwarku (dziś każdy wpisany jest do rejestru zabytków), w tym słynna na Europę gorzelnia, a ówczesna willa została przebudowana do rangi pałacu. Folwark rozwijali dziedzice Pana Richarda, a wszystko zatrzymała wojna. Wielkopolska wróciła do Polski, teren przejęło państwo i działo się to samo, co wszędzie indziej na komuny, dziadostwo i PGR. W 1993 roku od Agencji Restrukturyzacji Rolnictwa folwark zakupili Jan Wieła i jego żona Urszula.


Dziś Jan Wieła jest seniorem rodu, pasjonatem historii folwarku, a kierowanie "biznesem" przekazał potomkowi. Jego pasję i ogrom wiedzy poczuliśmy w czasie oprowadzania po folwarku. Pewnie mogłoby trwać i cały dzień, bo usłyszałem masę informacji o ogółach i szczegółach. Folwarkiem zajmują się Piotr Wieła z żoną Magdą. Aby jednak powstał browar marzeń potrzeba było potężnych inwestycji i wspólników - tutaj pojawiają się Bogumił Skorupiński i Maciej Zyznarski. Do współpracy zaprosili Marka Kamińskiego (wiadomo, Prezes PSBR, sędzia piwny, właściciel browaru Kingpin), który jest głównym piwowarem, i Adama Pogodę. Cała piękna ekipa rozszerzona o żony przywitała w ostatnią sobotę maja prawie równie piękną ekipę blogerską. 

Prawie każdy budynek folwarku ma swoje przeznaczenie. W Źrebięciarni znajduje się piętrowa restauracja, w Kuźni sala warsztatowa i pokoje gościnne. W Stajni także pokoje noclegowe - tam umieszczono blogerów - przypadek? Nie sądzę. W Stodole jest wielka sala weselna, a najważniejsze jest w Gorzelni - browar. Szczególnie ten ostatni robi wrażenie, bo cały ten sprzęt został tam umieszczony z poszanowaniem dla zabytku i ochrony konserwatorskiej. Ponoć nie było łatwo. Mega fajne jest to, że zachowano wiele ciekawych detali architektonicznych, podziwiać można odsłonięte cegły, a w piwnicy łukowe sklepienia, a w tym wszystkim znajduje się topowy nowoczesny sprzęt do produkcji piwa. Warzelniana 10 hektolitrów, tanki dwukrotnie większe, miejsce na pasteryzację i rozlewy (wszystko czeka, a jak to czytacie, to może nawet już stoi). 


W Gorzelni jest też pomieszczenie, gdzie przez przeszkloną ścianę podziwiać można leżakownię. To miejsce na taproom. On jeszcze nie działa, ale to kwestia stosunkowo niewielkiego nakładu pracy. Taproom dziś to w browarze miejsce obowiązkowe. Na szczęście jest restauracja, w której raczyliśmy się autorskimi potrawami, którymi szczycie się szef kuchni. Wszystko jest lokalne, ekologicznie i w części z własnych upraw. Smaki były bardzo zaskakujące, a tatarek to sztos. Zresztą miejsce to znane jest z tego nie od wczoraj i było już doceniane przez specjalistów. O ile na jedzeniu znam się w stopniu ograniczonym, to na piwie już nieco lepiej.


Jak przystało na browar restauracyjny spróbować można najbardziej klasycznych piw, ale nie tylko tej żelaznej klasyki. Najbardziej chciałem spróbować grodziskiego, którego nazwy nie można pomylić. Grodzisznik okazał się być piwem rewelacyjnym, absolutnie pijalnym, wędzonym, ale nie jednowymiarowym. Drugim zaskoczeniem była obecność berlinera weisse, czyli kwaśnego piwa pszenicznego niemieckiej proweniencji. Chochlik choć paszczy nie wykręcał (czy to dobrze, czy źle, odpowiedzcie sobie sami), ale idealnie gasił pragnienie i był zwyczajnie elegancki. Kowal to pils, ładny, kwiatowy, z dość niewielką goryczą, jak na moje spaczone niedawną wizytą w Pradze kubki smakowe. Najlepszym piwem okazał się jednak west coast - Utopiec. Pięknie wytrawny, odpowiednio gorzki, perfekcyjnie aromatyczny, nieprzeładowany, rześki i pijalny, szczególnie jak na swoje procenty. Podobne walory ma APA Rymarka, ale w kategoriach pij amerykańskich sięgam po IPA, a w kategoriach pijalnych po pilsy, więc nie skupiałem się na nim. Podobnie jak na pszenicy, choć Karczmarka była bardzo w porządku, jak na ten styl, którego zwyczajnie pić nie muszę. Prosto z tanka piliśmy jeszcze lagera i Mielcarz był taki, jak powinien - leciutki, zwiewny, rześki. Jestem pod wrażeniem piw, od razu czuć warsztat.

Folwark Wąsowo okazał się być miejscem nader klimatycznym, takim w którym można (a nawet trzeba) czuć się dobrze. Po części to zasługa miejsca, ale przede wszystkim ludzi! Serdecznie polecam, dziękuję za zaproszenie i z pewnością do zobaczenia!

Zobacz także

2 komentarze

  1. Fajna relacja, myślę, że wybiorę się tam latem. Wkradła się jedna literówka, w nazwisku rodziny od której budowniczy pałacu kupił ziemię, jest to dosyć powszechny błąd, bowiem nazywali się oni Sczanieccy, a nie Szczanieccy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy