W sobotni wieczór odbyło się w Mikołowie (miasto na Śląsku tuż na południe od Katowic) wąsate kranoprzejęcie i zarazem premiera najnowszego piwa z serii #zwąsem - Salvadora. Zaprosił mnie na wydarzenie Marcin Ostajewski, szara eminencja Wąsosza, ex-główny technolog obecnie wspierający działania browaru. Marcin to bardzo pozytywny i sympatyczny ziomek, więc postanowiłem wsiąść do międzynarodowego pociągu i szybko znaleźć się w mieście, gdzie hejtuje się mieszkańców Sosnowca, Somalii, Sudanu, a nawet - jak się okazuje - Chrzanowa. Dziś krótko o tym małym wydarzeniu...
Są takie momenty, w których całkiem zapominam o tym, że Sosnowiec jest piwną pustynią. Nie myślę o tym, nie przejmuję się. Cieszę się bliskością Piwnego Dworca w Czeladzi, świetnymi knajpami (Browariat, Kontynuacja, Absurdalna) w Katowicach, które są przecież rzut beretem od mojego siedliska, świecącą nieopodal lampką nadziei pod postacią Starej Pogoni. Czasem jednak nie daje mi spokoju myśl, że brak dostępu do dobrego piwa w dużym mieście to nie jest normalna rzecz. Takim kopniakiem była wizyta w Wodzisławiu Śląskim, o którego istnieniu do 30 roku życia pewnie bym nie wiedział, gdyby nie było tam niegdyś pierwszoligowej Odry. Ot miasto jakich wiele na Śląsku, nie wyróżniające się zupełnie niczym. Mieszka tam pięć (!!!) razy mniej ludzi niż w Sosnowcu, a mają pub, w którym na kranach są piwa kraftowe. Ten lokal to Z innej beczki i tam was dziś zabieram.
Było to tak:
Siostra (moja jedyna - w każdym znaczeniu): Jedziemy na łikend w skałki (ze Szwagrem oczywiście).
Ja: E, skałki srałki.
Siostra: Ale ja będę raczej chodzić po górach. /Zapala się lampka/
Ja: Ooo, a po jakich?
Siostra: No, ten tamten, no...
/Do Szwagra: Dokąd to jedziemy? Bla bla bla - nie słyszałem jego odpowiedzi/
Siostra: Rudawy Janowickie. /Wybucha supernowa/
Ja: Masz misję! Pojedziesz do browaru.
I pojechała, i zdjęcia przesłała, i przywiozła piwo. Okazuje się, że Miedzianka leży tak blisko trasy w Sudety, że grzechem byłoby nie wstąpić do otwartego w tym roku Browaru Miedzianka. Nikt nie zgrzeszył.
Siostra (moja jedyna - w każdym znaczeniu): Jedziemy na łikend w skałki (ze Szwagrem oczywiście).
Ja: E, skałki srałki.
Siostra: Ale ja będę raczej chodzić po górach. /Zapala się lampka/
Ja: Ooo, a po jakich?
Siostra: No, ten tamten, no...
/Do Szwagra: Dokąd to jedziemy? Bla bla bla - nie słyszałem jego odpowiedzi/
Siostra: Rudawy Janowickie. /Wybucha supernowa/
Ja: Masz misję! Pojedziesz do browaru.
I pojechała, i zdjęcia przesłała, i przywiozła piwo. Okazuje się, że Miedzianka leży tak blisko trasy w Sudety, że grzechem byłoby nie wstąpić do otwartego w tym roku Browaru Miedzianka. Nikt nie zgrzeszył.
Jak już pisałem wcześniej nazbierało mi się materiału na wpisy, także na wielopaki, więc po kolei odgruzowuję się spod zawalonych gigabajtów danych, które przygniotły wysłużonego Canona. Tym razem wyjątkowo smakowity wpis złożony z całkiem świeżych, stojących na co najmniej dobrym poziomie piw, choć jest i łyżka dziegciu. Na blogu debiutują dwa browary kontraktowe warzące swoje piwa w Szczyrzycu, jest jedna śląska kooperacja, jeden solidny powrót i dwa piwa z Krakowa, z których jedno wyszło, a drugie nie wyszło.
Jadąc z Cieszyna na zachód dojeżdżamy do wsi Kaczyce, a w jej centrum odbijamy w lewo w stronę granicy. Po je przekroczeniu, co poznamy jedynie po delikatnie zwężonej drodze, pozostaje nam rzut beretem do Karviny i znajdującej się przy ul. Polskiej Restauracji Ovečka. W niej właśnie znajduje się Pivovar Larische.

Wielopak porządkami na karcie pamięci wymuszony, chęcią posegregowania zdjęć, zamieszanie wprowadzający do z góry ustalonej kolejności. Jednak potrzebny, bowiem pokazujący kilka zjawisk. Są zjawiska pozytywne i są też negatywne. Tylko dwa piwa, które chętnie bym powtórzył. Dwa ostatnie wypite we wspaniałych, wakacyjnych okolicznościach przyrody. Niepowtarzalnych. Jednak nawet one nie uratowały tych piw.
Dosyć szybko zapraszam na kolejny wielopak, a co najmniej trzy kiszą się w przygotowaniu. Tak to jest, gdy ma się nieco więcej czasu na wyskoki na piwo. Tym razem praktycznie za jednym wyjściem do pubu uzbierałem materiał na cały wpis. Praktycznie, bowiem jedno piwo piłem już jakiś czas temu, ale bardzo mi smakowało, więc szkoda byłoby go nie wspomnieć. To wyjątkowo smakowity wielopak. Świeży i soczysty.
Tym razem zapraszam na mieszany sześciopak, w którego galimatiasie zagnieździły się cztery nowości, jedno nienowe już piwo, którego jeszcze nie miałem przyjemności (to nieprzypadkowy zwrot językowy) próbować i jedno piwo warzone na zamówienie dla restauracji, ale co ciekawe jest to AIPA. Okazuje się, że to już moja siódma paczka z piwem różnorakim i muszę zacząć je numerować, choćby dla samego siebie. Dlaczego? Otóż - myśląc o tym wpisie - znalazłem dwa foldery z jeszcze nieopublikowanymi wpisami dotyczącymi różnych piw. Dwa - dwanaście nieopisanych piw, tak suchych, że nawet jeśli ktoś jeszcze je ma, to już na pewno po terminie. Dla porządku i własnego spokoju muszę sobie tym paczkom nadawać numery. Piwa poukładałem w kolejności picia.
Raz na jakiś czas rodowita jaworznianka Kinga wraca w swe rodzinne strony i raz na jakiś czas przywozi jakieś norweskie smakołyki. Końcem lipca też wróciła, ale niespodziankę zrobiła mi dopiero Ania - jej siostra, gdy już właściwie o tym zapomniałem. Byłem przekonany, że tym razem nie udało się kupić nic ciekawego, ale na szczęście bardzo się myliłem. Oto kolejne dwa piwa z browaru Haandbryggeriet, które zostały spożyte w pięknych okolicznościach przyrody sosnowieckiego pojezierza.
Z Bieszczadów w moje rejony można wracać dwiema drogami i obie są piwnie obiecujące. Można jechać przez Duklę, ale tamtejszy browar jeszcze nie do końca chętnie gości wędrowców. Można jechać też przez Rzeszów, gdzie stoi pomnik w kształcie kobiecych genitaliów oraz zlokalizowany jest Stary Browar Rzeszowski. Wybraliśmy tę drugą opcję skuszeni waginą. Choć browarem trochę bardziej. Okazało się to strzałem w dziesiątkę co najmniej z dwóch powodów. Jakich? Trzeba czytać.
Sosnowiec to specyficzne miasto... Tak mógłby zaczynać się każdy tekst dotyczący stolicy Zagłębia Dąbrowskiego. Dlaczego więc ten miałby się zacząć inaczej? Dawno temu miał powstać tekst będący swoistym przewodnikiem dla początkujących miłośników kraftu - takich, którzy podejmują trud i wysiłek znalezienia dobrego piwa w mieście. Lokale otwierają się, zyskują renomę, zaczynają być lubiane, a potem nagle znikają... Tak było. Dzisiejszy przewodnik mogę z czystym sumieniem ograniczyć do jednego miejsca, gdzie w Sosnowcu można napić się piwa rzemieślniczego. Mówię o Starej Pogoni - Pijalni Piwa, która znajduje się w mojej dzielnicy (Pogoń) - pół rzutu beretem od mojego zamczyska. Ale najpierw opis rzeczywistości i gorzkie żale.
Tym razem zabieram Was w trzy bardzo ciekawe i godne polecenia miejsca we Wrocławiu. Być może nie są one najfajniejsze, najlepsze i najciekawsze, ale to może ocenić tylko Wrocławianin. One są świetne z perspektywy mojej - turysty. Gościa, który przyjeżdża do Wrocka na dwa dni i nie ma szansy zobaczyć ośmiu, dziesięciu czy piętnastu knajpek. Co ciekawe tylko jedno z tych trzech jest miejscem piwnym, ale i to nie stricte. Jest tu jedna kawiarnia oraz miejsce z hamburgerami. Jako że do każdego trafiłem poprzez polecankę, więc może być tak, że są to miejsca dobrze znane, kultowe i w ogóle... Tak czy siak zapraszam!