Morskie opowieści

11:00

"Kiedy piwo szumi w głowie,
a cały świat nabiera treści,
wtedy chętniej słucha człowiek
morskich opowieści"


Do napisania tego tekstu zainspirowały mnie fantastyczne - dosłownie i w przenośni - etykiety piw Browaru Probus z Oławy. Musicie tu wiedzieć, że od dziecka jestem fanem literatury science-fiction rozumianej dość szeroko. Kiedy kupowałem piwo w browarze, a potem jeszcze otrzymałem przesyłkę z kolejnymi, byłem w szoku, jak pięknie zaprojektowane są etykiety. Świetna kreska, koncepcja, kolory, fonty. Przede wszystkim jednak zauroczyły mnie tzw. "morskie opowieści". W tym przypadku nutka fantastyki naukowej. "Morskimi opowieściami" są w środowisku beer geeków nazywane historyjki umieszczane na kontretykietach. Czasem traktują o piwie, czasem są historią stylu, odnoszą się do jakiegoś miejsca lub wydarzenia. Sporadycznie są zwyczajnie głupie, najczęściej dość neutralne, ale rzadko są osobną wartością. Te z Browaru Probus są przednie, ale nie są jedynym przypadkiem w naszym krafcie, gdzie browar wznosi się na wyżyny copywritingu. Dziś o najciekawszych "morskich opowieściach" w polskim piwowarstwie rzemieślniczym.

Od czego zacząć? Każda rozprawa rozpoczyna się od zdefiniowania pojęć, które się w niej pojawiają. Muszę wiec krótko napisać, czym "morska opowieść" jest w moim przekonaniu, a czego nią nie nazywam. Otóż jest to każda mniej lub bardziej "z dupy" historyjka, której celem jest przybliżenie nam piwa, stylu, browaru, lokalizacji itp., często w sposób zabawny, żartobliwy, prześmiewczy ale też poważny choć nietypowy. Za "morskie opowieści" nie chciałbym tu uważać samych, choćby najbardziej wyszukanych, opisów tego, jak ma piwo smakować. "Nie będziesz mi mówił, co mam czuć w piwie!".

Poszczególne etykiety zapożyczone z fanpage'a Browaru Probus

Browar Probus wywołałem na początku i od niego zacznę mały subiektywny przegląd. Jak sami widzicie etykiety są piękne. Przemyślane, dopracowane i ze świetną kolorystyką. Ryczyn Odsiecz odnoszą się odpowiednio do historycznego miejsca i wydarzenia, zawierają właściwe daty oraz tematyczne grafiki. Obecny jest tu też komplet informacji, aby każdy beer geek był spełniony. Te bardziej odjechane i kolorowe prezentują przyszłe wydarzenia z przymrużeniem oka. Apatron za to referuje (heheheh, korposłowo hipsterów) do Bitwy pod Apatronem, z powodu której w powietrze wyleciała Ziemia, a ocalało z niej tylko kilka szyszek amerykańskiego chmielu. Zobaczcie zresztą inne teksty. Bardzo szanuje podejście do tworzenia etykiet, które godzi bekowe teksty i komplet niezbędnych - jak najbardziej poważnych - informacji. Dla mnie to fajny powiew świeżości i ciekawy element i tak pięknych etykiet.

Tu macie sześć przykładowych morskich opowieści z piw Browaru Probus.
Należący do najpotężniejszego piwowara polskiej sceny rzemieślniczej Browar Solipiwko do "morskich opowieści" podszedł nieco inaczej. Pomysłowo, innowacyjnie i nowocześnie. W ogóle projekty poszczególnych etykiet z Solipiwka są świetnie dopracowane pod każdym względem. Wyróżniają się na półkach mocnymi, wyraźnymi akcentami, zdecydowaną kolorystyką i nazwami albo nieprzypadkowo kojarzącymi z wielkimi postaciami Hollywood - Chuck, Clint, Bruce, Marlon czy Roger, albo mającymi nieco pieprzu w sobie - Czarna Pitch (kto nie widział tego filmu, niech żałuje), Nygus czy Black Bicz.

Kolaż ze zdjęć znalezionych w necie
Bardzo podobają mi się te historyjki na piwach Chuck i Bruce. Hasła "gorycz Chucka czuć dwa razy", czy "Bruce uważa Chucka za miękką faję" są naprawdę fpytę. Źródłowa historia o nazwisku Solipiwko, która widniała na pierwszych piwach (tu na Nygusie) jest także całkiem spoko, ale największą robotę robi jednak Black Bicz i "morska opowieść" złożona z hashtagów. #Tojestdobre. Nie jest to oczywiście klasyczna jej wersja, ale właśnie dlatego wciąż ją pamiętam.

Kraftwerk nieco zaginął w akcji. Po bardzo udanym wizualnym rebrandingu poszczególne piwa prezentują się przednio i choć o Ślązakach zrobiło się znacznie ciszej, to ich piwa są dostępne nawet w okolicznych marketach. Dzięki temu można sobie sięgnąć od czasu do czasu i sprawdzić formę. Ostatnie nieskromnie mi polecone w Kraftstorze piwo było bardzo smaczne, więc powolutku coś się z jakością i stałością piwa dzieje. W tak zwanym międzyczasie Kraftwerk szykuje się do mocnego uderzenia. Miał być własny browar i... będzie ponoć już w pierwszej połowie 2018 roku. Nieźle prawda?


Ja najlepiej wspominam pierwsze piwo Kraftwerka - Beboka, który później otrzymał tytuł rycerski, a także leżakowane w beczkach wersje Jolly'ego Rogera. Bardzo dobre rzeczy. Wspomniana zmiana etykiet sprawiła, że obecnie są one jednymi z najładniejszych i najbardziej charakterystycznych na naszym rynku. Wciąż mamy tu śląskie nawiązania - patrzcie na Dżina i jego opowieść, zwróćcie uwagę na żyjącego za hałdami łagodnego Beboka, przestrogę Jolly'ego ("Pij z głową, abyś nie skończył z drewnianą nogą") czy krótką historię klauna za sterami latającego cyrku. Krótko, zwięźle i z jajem. 


Fabrica RARA niespodziewanie pojawiła się na naszym rynku piwa w 2015 roku, zaskakując przede wszystkim piwami kupażowanymi z herbatą. Nie jakimś syfiastym earl greyem, ale listkami wyrafinowanymi tak bardzo, nie niemożliwym było powtórzenie piwa z tą samą odmianą herbaty. Etykiety projektował Michał - członek Fabryki i naklejone na duże i grube butle prezentowały się bardzo elegancko. Spójrzcie też na "morskie opowieści"...


Czy to pieprzna historia na Pepperze, czy plastyczne wspomnienie Kaszmiru, indiańskie warzenie Burned Forest, zaskakujące Haiku, czy zadymiony Lapsang, to każdy opis jest "jakiś". W ciekawy lub zabawny sposób zapowiada styl i wykorzystane dodatki. Zawsze mi się to bardzo podobało! Podobnie jak ekskluzywne piwa. Gdzie jest RARA? Wracaj do nas Fabrico! Więcej o niej tu (i pod odpowiednim tagiem pod tekstem).


Skoro to Piwne Podróże, to zabraknąć nie może Browaru Kormoran i wspaniałej serii Podróże Kormorana. Pierwsze piwo z tej wieloletniej serii wypuszczono na rynek na przełomie 2012 i 2013 roku, kiedy określenie "premiera piwa" dopiero nabierało rozpędu. Weizenbock - koźlak pszeniczny - robił ogromne wrażenie grubym papierem wielkiej etykiety, dedykowanym kapslem, dbałością o szczegóły, a także przyczepioną na sznurku książeczką z opisem piwa, stylu i samego Podróżnika. Wtedy to była swego rodzaju nowa jakość w naszym kraju. W sumie wciąż jest. Moją uwagę od razu zwróciła jednak "morska opowieść" - Dziennik Podróżnika, a tam 34. dzień wyprawy, w którym odwiedza on Kelheim, a następnie opisuje nowo poznany styl piwa.


Olsztyński browar w ramach tej linii wypuścił jeszcze piwa Witbier, American IPA, Rauchbock, Coffee Stout i Czech Pils. Każde na co najmniej dobrym poziomie smakowym i świetnie wydane. Każde też z własną "morską opowieścią" i kolejną kartką z dziennika. Aż żal, że tych piw było tylko sześć, bo potencjał w Podróżach jest bardzo duży. Ciekawych stylów także wiele. Kormoran jednak nie samymi podróżami żyje, a o browarze możecie poczytać tu - Browar Kormoran.


Od samego swojego początku, to jest od 2013 roku, Browar Piwoteka intensywnie dostarcza nam ciekawych wrażeń. Momentami miewam wrażenie, że jego założyciel - Marek Puta - postawił sobie ambitny cel wypuszczenia piwa w każdym klasycznym stylu. Tak od łódzkiego kontraktowca otrzymaliśmy między innymi wiezenbocka, witbiera, berlinera weisse, zapomniany styl broyhan, sahti, wee heavy, porter bałtycki, gose czy barlewine. Obok klasycznych stylów Piwoteka ma całą masę piw z kosmicznymi dodatkami. Tak w kadzi wylądowały chrzan, wędzone śledzie, więcej wędzonych śledzi, dzika róża, rabarbar, boczek, papryczki, zioła czy choćby prozaiczna kawa.


"Morskie opowieści" na piwach Piwoteki są dość lakoniczne, ale za to stanowią nieodłączny element etykiety. Są to bowiem te teksty, które widzicie w obrysach obiektów, do których referuje (a co!) nazwa piwa. W obrycie szkockiego bohatera jest jego krótka historia, w obrysie Łodzi zaznaczono Bałuty, niegdyś największą wieś Europy, a w Namiętnym Otello poczytacie o pierwszym czarnoskórym odtwórcy tej roli i dlaczego widnieje on na łódzkim piwie. W ogóle z etykiet przebija ogromny lokalny patriotyzm i chęć pozytywnego mówienia o Łodzi, której wizerunek jest praktycznie na poziomie Sosnowca. Bardzo ciepło na to patrzę. Moim zdaniem to jedne z najciekawszych etykiet w naszym krafcie, a całościowo - łącznie z kontrami, fontami, dbałością o detale - bezwzględny TOP 3. Wielki szacun za konsekwencję!


Ale Browar to forpoczta piwnej rewolucji w naszym kraju. Był tym browarem, który często wprowadzał poszczególne style jako pierwszy, od samego początku nie bał się eksperymentów, celował w piwa charakterne i chyba jako pierwszy dorobił się rzeszy wyznawców. Rowing Jack to IPA, od której wielu beer geeków zaczęło swą przygodę z kraftem. No właśnie, był. Problem polega na tym, że od dłuższego czasu poziom kolejnych piw w moim odczuciu nie jest zadowalający i raczej nie jestem w tym odosobniony. To mnie smuci, bo wiele z piw Ale Browaru z uwagi na swój genialny smak bardzo mocno zapadło mi w pamięć.


Tak jak pierwsze piwa były charakterne, tak etykiety wyraźnie odróżniały się od grafik proponowanych nam przez koncerny, tak zwane browary regionalne czy innych rzemieślników. Zabawne, proste rysunki, skromna lecz charakterystyczna kolorystyka i bardzo fajne "morskie opowieści". To było coś! Coś innego, coś nowego! Z drżącymi rękami czytaliśmy o mnichu, mikołaju, mumii, krowich plackach i Smokym! Smoky!! Smoky!! Niestety nie wiem, co jest na nowych piwach, bo już baaaaardzo dawno nie kupiłem butelki. Z drugiej strony piwa, które piłem we wrocławskiej knajpie Ale Browaru, wspominam bardzo dobrze.

To moje TOP 7 "morskich opowieści" na polskich piwach rzemieślniczych. Ciekaw jestem co wy na to? Piw których browarów wam tu brakuje? Ja miałem jeszcze kilka typów. Poza tym butelek wielu browarów nawet nie miałem w rękach. No więc którym mam się jeszcze przyjrzeć?

Zobacz także

6 komentarze

  1. Rzadko zwracam uwagę na piwne morskie opowieści. Najczęściej chyba dlatego, że piję w towarzystwie i nie skupiam się na butelce. Ale chyba trzeba zacząć je doceniać. :)
    A z etykietami Piwoteki mam problem. Stojąc przed ścianą półek z piwami i trudnym wyborem nie wiem w jakim stylu, co to za piwo, a jak stoją obok siebie to zlewają mi się i zazwyczaj je pomijam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że tekst Ci się spodobał. I "morskie" też. W towarzystwie rzeczywiście to nieco trudniejsze.
      Mi zawsze etykiety Piwoteki mocno zapadają w pamięć i zupełnie nie zlewają, ale też dość sporo piw z Łodzi piłem.

      Usuń
  2. Zacząłem od niedawna śledzić Twojego bloga i jestem pod wrażeniem Twojej pasji :) Chyba sam się zainteresuję piwami/piwowarstwem, ciekawa sprawa w sumie. Równie ciekawa, jak u mnie parking w galerii handlowej - zawsze jest pełno ludzi, ciężko zaparkować, a ja zawsze znajduję miejsce po chwili szukania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa. Zapraszam!
      Jednak czy Ty mnie tym parkingiem obrażasz? :P

      Usuń
  3. Witam,
    Bardzo ładne dla oka są te etykiety browaru Probus. Niestety nigdy nie dane mi było pić, ani nawet widzieć na żywo wypusty tego browaru. Do dziś z łezką w oku oglądam etykiety tak zwanych pierwszych piw "innych" Rowing Jack, Brown Foot, Naked Mummy. To były czasy gdy dostępne były tylko Pinta i AleBrowar. Bardzo lubię gdy etykiety piw tworzą coś jakby serię, np. Profesja z tymi ludzikami (Dudziarz niszczy wszystko co spotka), albo chorzowski Reden, z serią tzw. kosmiczną.
    Jeśli chodzi o "morskie opowieści" to przyznaję, ale nigdy ich nie czytam. Oglądam etykiety, a jakże, jednak jak mam czas picia, to czytać już mi się nie chce (starczy że Kopyra z blogu blog Kopyra na wizji to czyta).
    pozdrawiam
    artur996

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałem się Arturze, że tak wiele osób nie czyta tych historyjek. Ja to mam od samego początku kraftów u nas, gdy każda butelka była wydarzeniem... Wspomniane przez Ciebie piwa też super zapamiętałem - Brown Foot najlepiej. Dudziarz sztos.
      A Probus polecam! Choć wiem, jak dostępny jest u nas.

      Usuń

Obserwatorzy