Founders Brewing Co.

08:00

W 1997 roku w Grand Rapids (dwustutysięczna dziura gdzieś tam pomiędzy Chicago i Detroit) w stanie Michigan powstał Browar Founders. Założony został przez Mike'a Stevensa i Dave'a Engbersa i dziś może pochwalić się kilkoma piwami w Top 50 serwisu Ratebeer. Do niedawna piwa były mokrym snem polskiego beergeeka, a od pewnego czasu są importowane przez Browariat i dostępne na wyciągnięcie portfela. Czy amerykańskie kultowe piwa skopią Twoją kieszeń i zgwałcą konto bankowe? Czy ich jakość odpowiada zajmowanej przez nie pozycji? O tym w dalszej części tekstu.


Jak widzicie dystrybutor zaserwował nam ciekawy i różnorodny przegląd dokonań browaru Founders. Jest tu arbuzowe gose, dwa rodzaje IPA, pils, RISy, scotch ale oraz wiśniowe ale. Wśród nich kilkcza beczkowych leżaków. Kilka piw srogo mnie zaskoczyło. Na koniec dokładam jeszcze jedno - najbardziej kultowe - piwo z Grand Rapids.


Centennial IPA to konkretne i solidne IPA, co zdradzają już parametry - 7,2% alkoholu to nie jakieś session zlewki. Piwo jest pomarańczowo-bursztynowe, bardzo klarowne. Piana początkowo jest spora, ale jeszcze nie skończyłem robić zdjęć, a już jej nie było. W intensywnym aromacie dominują dojrzałe owoce oraz zielona cebulka. Podoba mi się spora pełnia, która świetnie równoważy się z pijalnością i wspólnie sprawiają, że piwo jest bardzo pijalne. Żywiczna gorycz jest średnia, ale dość długa i przyjemna. 7,5/10.


All Day IPA powinien kupić sobie każdy piwowar, który planuje uwarzyć ten daremny styl piwa. Powinno być jego wyznacznikiem. Jasnozłote piwo jest klarowne i zwieńczone imponującą pianą. Aromat jest potężny i wyraźnie współgrają w nim owoce egzotyczne, cytrusy i znów zielona cebulka. Choć pełnia piwa jest poniżej średniej, to wodnistości zapobiega doskonała gładkość. W smaku wracają mega owoce i króciutka i elegancka goryczka. Wszystko tu do siebie pasuje i sprawia wrażenie w pełni przemyślanego. Choć seszyn to nie sreszyn. 8/10.


Kiedy dostałem arbuzowe gose od Prezesa Katowickiego Projektu Piwnego, przed oczami stanęło mi arbuzowe gose (ostatni B-Day), które mi nie smakowało. Green Zebra to jednak piwo z innej galaktyki. Bardzo delikatne, poukładane, kwaśno-słone w odpowiedni sposób, mięciutkie. W smaku mieszają się nuty cytryny i arbuza. Udane i sympatyczne to gose. 7/10. Dzięki Prezes. Ave!


Imperialne brown ale Sumatra Mountain warzone z dodatkiem kawy sumatrzańskiej niejednego RIS-a bije na głowę bogactwem aromatu i smaku. Motywem przewodnim w aromacie jest tu świeżo mielona kawa, masa wyraźnych orzechów, ciut ciemnego chleba i karmelu. Mocno słodowa słodycz znajduje kontrę w palonym i gorzkim posmaku, balans jest tu wręcz wzorcowy. Na finiszu pojawiają się jeszcze wtręty czekoladowe. Gęste, treściwe i zupełnie nie męczące to piwo. 8/10.


To jedno z dwóch piw, po których niewiele się spodziewałem. Co nowego mogą powiedzieć amerykanie o pilsie i czy w ogóle muszą? PC Pils to jednak american hopped pils i rzeczone "american" robi w tym piwie większość roboty. Cytrusowo, ziołowy aromat pogłębiony jest przez lekko kwiatowe nuty w smaku - przyjemna to kompozycja. Z pilsa jest tu to co trzeba - lekkość ciała, gładkość, zwiewność i powabność. Jest wyjątkowo pijalne. Otworzyłem go do pogromu jaki PSG sprawiło Bayernowi i jeszcze dobrze powtórka pierwszego gola nie wybrzmiała, a ja już je kończyłem. Sami sobie sprawdźcie, kiedy pierwsza bramka padła. 7,5/10.


Backwoods Bastards to jedno z tych piw, które zamiotło mnie pod dywan. Podstawa tego piwa nie wydaje się ciekawa - to szkockie ale, ale już woltaż (11,6%) każe spodziewać się czegoś mniej typowego. Dodatkowym smaczkiem jest leżakowanie piwa w dębowej beczce po bourbonie. Intensywność tego piwa zwala - mocarny aromat pełen jest orzechów, fig, śliwek, rodzynek i karmelu. Wyraźna wanilia nie pozostawia wątpliwości, co do beczki. Bękart jest pełny, tęgi, solidny, a w smaku przeważa słodycz. Tu już pierwsze skrzypce gra beczka, lekkie drewno, wanilia i wspomniane wcześniej bakalie. Finisz jest lekko wytrawny, taki drewniany i gorzko czekoladowy. To oleiste piwo doskonale trafiło w mój gust. 8,5/10.


Doom jednak kompletnie rozbił mój smakowy bank. Głównie dlatego, że od początku do samiutkiego końca totalnie zaskakuje. Leżakowane w beczce po bourbonie imperialne IPA jest doskonałe. Doom świetnie łączy te dwa smakowe światy. 12,4 procentowe piwo jest oleiste do granic możliwości, a przeważająca w pierwszych chwilach beczka - waniliowa i lekko kokosowa - obłędna. Po chwili wąchania i po pierwszych łykach czułem, że potężne IPA to nie ściema. Bardzo soczyste owoce, słodkie soki, tropiki, żywica. Gorycz wystarczająco duża, by dać odpór słodyczy, a przy tym idealnie owocowe. To piwo to moje przeznaczenie, mega zaskoczenie i wspaniałe doznania. 9,5/10.


Imperial Stout chyba raczej nie wymaga wyjaśnienia, co to za piwo. Kompletnie czarne piwo o konsystencji oleju silnikowego przykryła potężna czapa brązowej piany. Znad klasycznej elegancji 10,5% mocarza doszedł zapach czekolady deserowej, kakao i palonej kawy. Piwo jest gęste i puszyste. W smaku pojawiają się nuty leśnych owoców i kawy. Piwo nie męczy i nie przytłacza, a wręcz przeciwnie - pije się je bardzo przyjemnie. Taki bardzo solidny i smaczny RIS. 7,5/10.


Frootwood także mnie zaskoczył, ale Gosię chyba jeszcze bardziej. Mnie dlatego, że spodziewałem się po tym najsłabszego piwa zestawu i srogo się zaskoczyłem. Gosię, bo niczego się nie spodziewała, nawet nie widziała jakie piwo przynoszę, a tu takie coś. Otóż Frootwood to wiśniowe ale leżakowane w beczkach, w których wcześniej był bourbon i syrop klonowy. Tako oto z lekkiego owocowego piwa powstał sztos. Drewniane nuty nie są homeopatyczne - wyraźne i mocno waniliowe świetnie kontrują słodycz wiśni i syropu. Na finiszu piwo jest ciut kwaskowe. Piwo jest gładziutkie i dość pełne. No i ten wygląd! 8/10.


Kultowego KBS piłem wcześniej, w czasie wakacji na Dolnym Śląsku. Kentucky Breakfast Stout to ponad jedenastoprocentowy mocarz warzony z dodatkiem czekolady, kawy i leżakowany w beczce po bourbonie. Jest bardzo wyrazisty, gęsty, lepki i oleisty. Na wiejącym potężnie wietrze jego aromat doszedł do Gosi z ponad metra tuż po otwarciu butelki. Masa czekolady, pralin, orzechów, wanilii, bardzo fajna kawa. W smaku jest też rewelka, dość wytrawny finisz z dominującą gorzką czekoladą i wydatną goryczką pasuje tu doskonale. 9/10.

To nie przypadek, że te piwa są tak świetnie oceniane. To nie tylko legenda i jazda na fejmie. Founders trzyma wysoki poziom i piwa, które trafiają zza oceanu, są w świetnej kondycji. Pozostaje biec do sklepu i kupować butelki i puszki. Szczególnie, że ceny szczególnie nie odstraszają.

Kolejna dostawa do Browariatu, to kolejna możliwość sprawdzenia formy kultowego browary zza wielkiej wody. Cieszę się, że wreszcie udało mi się tam zajrzeć, bo miałem możliwość spróbowania tego i owego. I jeszcze wrócę!



Wybór pierwszego piwa był bardziej niż oczywisty. Gdy tylko zobaczyłem, że Breakfast Stout może być wypity za 20 złotych, to wzięliśmy go z Danielem na pół. Ten kultowy wszak RIS znajduje się w TOP 50 imperialnych stoutów w serwisie Ratebeer mając w tym zestawieniu największą liczbę ocen (ponad 3 tysiące) - to robi wrażenie. No ale wrażenie robi przede wszystkim samo piwo, w którym z jednej strony nie ma udziwnień w rodzaju leżakowania w beczce, a z drugiej wszystko gra i buczy. Bo czekolada i kawa robią tu niesamowitą robotę. Najpierw pojawia się nuta parzonej kawy i kakao, a w smaku elegancko przechodzą w intensywną czekoladę orzechową. Sporo tu palonych słodów, potężnej gładkości i oleistości. Finisz jest goryczkowy, w sposób przyjemnie kontrujący bazę słodową, z lekką nutą paloną. Takie coś za 20 złotych? Z USA? Rozbój. Zdelegalizować polski kraft. Hehehe. 8,5/10.


Amerykanie wymyślili sobie taki styl piwa, bowiem potrzebowali czegoś, co trzepało jeszcze bardziej niż strong ale i było równie tanie, a może i tańsze, w produkcji. Tak powstał tzw. malt liquor, czyli alkohol słodowy. Całkiem stylowe jest tu sypanie cukru i zamienników słodu, jak np. kukurydzy. Serwis Ratebeer sugeruje spożywanie go z papierowej torebki (a może jest ona potrzebna na vomit?). DKML z Browaru Founders to jednak jeden z najlepszych na świecie. Jest też mega mocny i dość istotnie czuć te ponad 14%. No ale to mocne piwo było leżakowane w beczkach po bourbonie. Czuć tu ją wyraźnie, podobnie jak syrop kukurydziany, czy w ogóle słodycz syropu. Poza tym jednak dzieje się tu dość niewiele, burbon, ciut alkoholu, nieco drapania, sporo pełni - wypijając całą butelkę można się pozataczać. Mnie na szczęście poczęstował Prezes, dzięki! Warto zobaczyć o co chodzi! 6,5/10.

Za chwilę dalszy ciąg programu...

Zobacz także

9 komentarze

  1. W pełni podzielam Twój zachwyt, też doznałem megapozytywnego wstrząsu. Jeszcze nie wszystkie wypiłem ale nie odpuszczę, większość naszego kraftu jeszcze długo musi terminować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak z lenistwa zapytam... Po wiela to i gdzie tak u nas spróbować? Tak żeby wypłaty nie gwałcić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie licząc KBS, który kosztował chyba 36,00 zł, najdroższe piwo na pierwszym obrazku kosztowało 23,99 minus rabat ;) Może dostaniesz, jak się na mnie powołasz w Bierlandzie;)A to za piwo leżakowane w beczce.
      Puszki znacznie tańsze - 12-14 złotych. U mnie lekko zgwałcona została nagroda, a takie było jej przeznaczenie.
      Piwa - już pewnie nie wszystkie - powinny być w Browariacie, który jest importerem.

      Usuń
    2. W Bierlandzie ostatnio się zakupiłem, ale nie zwróciłem uwagi na te zagraniczne. Frootwood mi wpadł w oko :)

      Usuń
    3. Już nie przesadzajmy, Schenkerli i Nafciarza ostatnio nie było. Tak samo jak Harnasia i Żubra. Więc tylko 3/10 ;)

      Usuń
    4. Jakąś Szlenkerlę widziałem, Nafciarz istotnie jest sezonowy, a co do Harnasia i Żubra mógłbyś się zdziwić ;)

      Usuń
    5. Schenkerla była, ale mocno sezonowana - więc ponad 30 zeta. Na prezent wziąłem, ale na mój ryj by było szkoda :P Żubry mam w Żabce w promocji ;)

      Usuń

Obserwatorzy