Wycieczka do Štramberka

08:00

Częste wyjazdy do Cieszyna i kontakty z osobami będącymi na co dzień bliżej Czech, czy nawet mieszkających za naszą południową granicą, sprawiają, że kraj naszych sąsiadów kojarzy mi się nie tylko z knedlami i Krecikiem, ale też z normalnością. Takim spokojem i zwyczajnością dnia powszedniego, rozsądkiem i logiką. To oczywiście pobieżne obserwacje osoby z boku, ale i te nieco bardziej dogłębne (świetna proza Mariusza Szczygła) potwierdzają to. Pewnie dlatego tak bardzo lubię choćby krótkie wypady do Republiki Czeskiej. Nie umiem tego dokładnie wytłumaczyć, ale na południe od Olzy coś się zmienia - może to tylko układ dróg i znaków, może uporządkowanie przestrzeni publicznej. Na pewno to cała masa nieopisywalnych niuansów. Tego samego po raz kolejny doświadczyłem na jednodniowym wypadzie do Štramberka. Ale także znacznie więcej. I nie chodzi mi o piwo, choć ono też był ważne.


Štramberk to miasto z innego świata, a znajduje się tak blisko granicy Polski. Śnieżyca i ogromy mróz w Święto Trzech Króli (Czesi nie świętują aż tak jak my) nie przeszkodziły nam w dotarciu autostradą do Ostrawy, a następnie nieco bardziej lokalnymi drogami do samego miasteczka. Muszę jednak przyznać, że poruszanie się stromymi i wąskimi uliczkami pomiędzy zabytkową zabudową delikatnie podnosi adrenalinę. Jest zimno, a na dodatek praktycznie nigdzie w mieście nie można swobodnie zostawić auta. Miejsca jest tak mało, że jest ono zarezerwowane dla mieszkańców. Oczywiście Czesi mają na to radę - centralny parking dla turystów na który kieruje nas Pani w informacji miejskiej. Ona mówi po Czesku, ja po Polsku i doskonale się rozumiemy - tak blisko granicy (ok. 50 km. do Cieszyna) to normalne. Parking to kilka minut spacerem do rynku. Spacer ten pozwoli poczuć klimat tego przepięknego miasteczka.


Wąskie, pozbawione chodników, biegnące tuż przy fasadach domków drogi są śliskie i wiją się między górkami. Sztramberk położony jest na kilku z nich całkiem bezkompromisowo, przez co kolejne domy wystają wyżej i wyżej, a miasto przypomina wielopiętrową budowlę. Ukształtowanie terenu sprawiło, że nawet centralnie położony rynek jest pochyły. Na jednej z gór stał zamek Strallenberg, datowany na 1211 r., z którego została się jedynie widoczna z daleka, fantastyczna mroczna wieża zwana Trąbą. Przyciągała mnie niczym Rewolwerowca z cyklu Stephena Kinga, od dawna bowiem oglądam ją na moim leciwym już przewodniku po Beskidzie Śląsko-Morawskim. Tuż przy niej znajduje się byłe schronisko dziś prowadzące jedynie działalność gastronomiczną. Z tego punktu całe miasto widać jak na dłoni - w panoramie wyróżnia się Kościół św. Jana Nepomucena z początku XVIII wieku i sąsiednie wzgórza. Widać górę Kotoucz, gdzie odnaleziono liczne ślady człowieka neandertalskiego (coś jak w PISie) i dziś znajduje się spory park miejski oraz Białą Górą, na której znajduje się wysoka wieża widokowa.


Układ urbanistyczny miasta został uznany za miejski rezerwat zabytków. Wyróżniają się tu szczególnie XVIII-wieczne kamienice i liczne drewniane zrębowe domy, pozostałości po zawirowaniach historii. Sztramberk został dotknięty Wojną Trzydziestoletnią, najazdem tatarskim, represjami protestantów, czy działalnością Sztramberskich Partyzantów. Dziś wielkim lokalnym przysmakiem są sztramberskie uszy (pierwszy czeski produkt regionalny!) - rodzaj korzennego piernika w kształcie trąbki, którą wypełnia się np. owocami. Legenda mówi, że tradycja wypieku sięga czasów tatarskich najazdów. Zwycięscy mieszkańcy w obozie pokonanych bezbożników znaleźli worek wypełniony odciętymi, solonymi uszami chrześcijan. Chrupałbym jak Turczyn kebsa.


Całe miasteczko robi genialne wrażenie i wiem, że wrócę tam jeszcze w tym roku, gdy przyjdzie wiosna. Jest jeszcze kilka fajnych miejscówek do zobaczenia. Piszę i piszę, a nic o piwie... A miejski browar znajduje się przy samiusieńkim rynku, na jego południowej ścianie i w ten mroźny dzień przyciągał niczym wódka studenta w czasie sesji.


Městský pivovar Štramberk działa tu od 2005 roku, kiedy po 150 latach wznowił tradycję warzenia piwa w mieście. Zajmuje jedną z zabytkowych kamienic i nie dość, że składa się z dwóch pięter, to jeszcze należą do niego przeogromne podziemia - z uwagi na ciemności nie obszedłem całych, ale i tak były imponujące. Urządzony jest bardzo klasycznie i po czesku. To znaczy klasycznie po czesku. Niby hospudka, ale ma bardzo dużo odniesień do tradycji rzemiosł wszelakich (w tym piwnego). Przy barze znajduje się oczywiście miedziana warzelnia, ale sam bar jest nieco odosobniony i robi smętne wrażenie. Jednorazowe wybicie kotła to 2,5 hektolitra. Poukrywane są dwa tanki fermentacyjne (po 5 hekto), dwa tanki wyszynkowe i pięć leżakowych o łącznej pojemności 17,5 hektolitów.


Do Štramberka trafiliśmy zmarznięci i w porze obiadowej, więc grzechem byłoby nie pójść na piwo. I strawę. Zupa czosnkowa była pyszna i lekko przesolona, podobnie jak knedle z gulaszem. Kucharz chyba stracił smak. Dobrze, że sam jestem fanem soli. Sałatka była ogromna i smaczna. Jedzenie w sumie całkiem w porządku, a gdyby jeszcze było mniej słone... Do wyboru są cztery piwa, ale tylko dwa warzone na miejscu. Dwa dodatkowe przywożone są z Valašskiego pivovar v Kozlovicích. Po kolei, najpierw lokalne. Trubač 11° to klasyczny pilsener. Bardzo ładny profil słodowy uzupełniony jest wyraźną i krótką goryczką chmielu Żateckiego. W tle pałęta się lekka metaliczność. 6/10. Ušak 14° to bardzo ciekawe piwo specjalne odwołujące się do tradycji miejskich. Ma wyrazisty korzenny zapach i smak piernika. Jest zaskakująco lekki, przyjemny i wyrazisty. Takie piernikowe, ale bez fochów. 6,5/10. Teraz czas na Kozlovice. Valašský Vojvoda 12° rozczarowuje nie tylko lekkim masełkiem, ale też dominującą zbożowością, przy której chmiel (nie mówiąc już o goryczy) nie może się rozwinąć. Niby fajna pełnia, ale ogólnie lipa, jak na pils. 4/10. Kozlovický Fojt to tmave. Na początku piwo mega zaskakuje zapachem powideł śliwkowych. Wydaje się być nadmiernie słodkie, ale z czasem do mocno karmelowego profilu dochodzą nuty kawowe, które pozostawiają uczucie delikatnej wytrawności. Pewnie można by coś tu poprawić, ale jest spoko. 6/10



Może i na piwo nie ma się po co specjalnie kulać do Štramberka, choć w pobliżu jest jeszcze kilka browarów (Kozlovice właśnie, Polivar w Kopřivnicach i Hukvaldský pivovar), to na pewno jest to miasteczko warte uwagi od strony czysto turystycznej. Pivovar będzie takim miłym dodatkiem dla miłośników alkoholizmu wszelakiego. Ja tu wrócę powłóczyć się po okolicy, gdy biel ustąpi zieleni.

Zobacz także

3 komentarze

  1. My niestety już na wzgórze z wieżą nie trafiliśmy - było za ciemno, trzeba było wracać. Konkluzja ta sama - Stramberg super, browar niekoniecznie. Ja nawet byłem mniej wyrozumiały dla tego, co tam serwują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem trzeba uderzyć do innego lokalnego browaru ;)

      Usuń
  2. Cześć. I oczywiście krótki pobyt (2 godz) w hotelu Stramberg SPA na rynku w gorących kompielach piwnych.
    Polecamy

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy