Czego nie robiłem na Poznańskich Targach Piwnych?

13:08

Odbywające się w dniach 4-6. listopada Poznańskie Targi Piwne zgromadziły w hali Międzynarodowych Targów Poznańskich setki miłośników piwa, właścicieli browarów, piwowarów zawodowych i domowych, sędziów piwnych oraz rzeszę blogerów. Pierwszy raz nie zabrakło tam ekipy Piwnych Podróży. Tak, już oswoiłem się z tym, że nie jestem sam, a tworzymy całkiem sympatyczną parę podróżników. Cieszę się, że i Wy to zauważacie! W czasie imprezy miał miejsce - jak ktoś to gdzieś już napisał - sabat piwnych świrów, którzy nie tylko piją piwo, ale starają się swoją pasją zarażać innych - Beer Blog Day. Po wspólnym uwarzeniu piwa w Szczyrzycu (klik!) nie mogłem sobie odmówić drugiej w moim życiu wizyty w Poznaniu.


Organizacyjne sprawki

Koszt biletu wstępu mógł odstraszyć, 40 złotych piechotą nie chodzi, ale jeśli ktoś przyzwyczaił się do płacenia za piwo rzemieślnicze, to chyba mógł przeboleć tę kwotę za trzydniową wejściówkę, a do tego było piwo (nie piłem jeszcze) i szkło (nie potłukłem jeszcze) w cenie. Ja na wejściu napotkałem długą kolejkę po bilety i chaos organizacyjny, bowiem okazało się, że moja wejściówka dla gościa Blog Daya nie czeka na zewnątrz, a w środku. To trochę jak konto bankowe firmy, które założysz tylko z numerem NIP, którego nie uzyskasz bez posiadania konta bankowego firmy.


W piątek hala wypełniona była raczej licho, co jest plusem z punktu widzenia klienta (brak kolejek do wyrzucania swoich pieniędzy), a minusem z punktu widzenia wystawcy (brak kolejek osób chętnych do zostawiania swoich pieniędzy). W sobotę było tłoczno, widziałem nawet dwie kolejki do Szałupiw, ale nie miałem przyjemności stanąć w takowej. Innych kolejek nie stwierdziłem, nawet w mitycznych kiblach nie napotkałem oporu. Z napierającym pęcherzem można było wyskoczyć do toja na zewnątrz, czymże jest lekki chłodek przy orgazmicznym opróżnianiu pęcherza. A było z czego opróżniać. Wśród setek wystawionych piw organizatorzy naliczyli około 70 premier. Nikt nie był w stanie spróbować wszystkich. Ja w pierwszy dzień - mimo szczerych chęci - nie byłem w stanie nawet obejść wszystkich stoisk, bowiem tu i ówdzie byłem zaczepiany i chętnie wdawałem się w dyskusje. W drugi też było ciężko podjąć niektóre planowane tematy, a w trzeci już nie miałem siły dogorywać na festiwalu i pokręciliśmy się po Poznaniu. Niestety na Browar Ułan też sił nie starczyło.


Browarów była masa, nie udało mi się spróbować piwa od kilku, na których bardzo mi zależało (Dwie Brody, Komitet, Stu Mostów, Baba Jaga), ale generalnie na liczbę wypitych czy spróbowanych piw nie mogę narzekać. Tu pojawia się wielki niedosyt, nie da się tego wszystkiego ogarnąć. Chodząc za piwami i nagabując piwowarów i browarników automatycznie zaniedbałem socjalizowanie się w blogerskim gronie. Nie udało mi się spędzić za wiele czasu z kolegami po fachu, pośmiać się z nimi, pohejtować, powymieniać zbyt wielu uwag (wyjątkiem był znany wszystkim i lubiany bądź nie Kuba, czy Szymon z Dziennika Piwnego, a krótkie rozmowy z Jerrym czy Jankiem z Piwnej Kompanii pozostawiły niedosyt). No ale w sumie rzadko bywam na dużych festiwalach, więc musiałem się na coś zdecydować.


Jeśli chodzi o całą organizację, to pomimo drobniutkich niedogodności (brak informacji w kasie festiwalu), było rewelacyjnie. Smacznego żarcia było pod dostatkiem, myjki do szkła gęsto rozstawione, mobilny bankomat w hali targowej, szatnie, cała masa stolików, aby nie stać, gry planszowe, ładowarki do telefonu z szafeczkami zamykanymi na klucz(!!), alkomat. Szacunek za to wszystko, kłaniam się nisko wszystkim, którzy maczali w tym palce. Na głównej scenie odbywały się fajne wykłady, lecz jak wyżej nie miałem czasu ich posłuchać niestety. W sobotę odbyło się afterparty, na którym nie miałem już siły zostać po 13 godzinach spożywki.


Odbyło się też odczytanie wyników i wręczenie nagród Konkursu Piw Rzemieślniczych. Kolejność wręczania była chaotyczna, mało kto chyba rozumiał o co chodzi w trakcie tego, ale widać było radość piwowarów. Niektóre typy sędziów okazały się dość kontrowersyjne - zobaczcie sami wyniki na stronie KPR (klik!). Niemniej jednak ma szansę stać się konkursem, o nagrody w którym będzie się walczyć! Kicha, że niektórzy postanowili być ponadto, ale koszt zgłoszenia piwa nie był mały.

Beer Blog Day

Sam Beer Blog Day, którego odpalił i rozpędził Jurek, był świetną inicjatywą, wykłady inspirujące do zmian na lepsze. Piwo The Blogger wyszło szalenie grzeczne, nieco rozjechane w wyczuwalnych smakach dodatków (fajna wędzonka, fajny pieprz, gładkość, gęstość), ale ogólnie bardzo przyjemne. 6/10. Drugie wypiję spokojnie do jakiegoś meczu. Brawo Brokreacjo za podjęcie tematu! Za rok wymyślimy coś nowego! Bardzo fajnie wypadła degustacja piwa z szkieł bawarskiej firmy Spigelau - tak, szkło ma istotny wpływ na moc aromatu, a i same szkiełka są bardzo fajne.


Czy warto zaczynać festiwal od jednego z najmocniejszych piw? 

Z pewnością niekoniecznie, szczególnie jeśli człowiek ma ochotę wypić ich więcej, niż nakazywałby zdrowy rozsądek. Mój problem polega na tym, że nie kręcą mnie APA i session sreszion IPY, a ciężkie i gęste piwa. Saisonator z Browaru Trzech Kumpli to ponad dwunastoprocentowy mocarz i świetny imperialny saison - gęsty, choć nie do przesady, początkowo słodko owocowy pozostawiał spore wytrawne odczucie. Dla mnie bomba. 8/10. Ostatecznie sfalsyfikowałem tezę, jakobym nie lubił saisonów. Kajam się. Piotrze Sosinie idź drogą mocarzy. Tu od razu napiszę o piwie, z którym należy je automatycznie porównać - imperialnym saisonem od Pracowni Piwa - Devil Pact. To piwo elegancką klamrą sezonową zamknęło mój dwudniowy pobyt na tej imprezie. Jest to piwo z nieco inną słodyczą, bardziej fenolową i wyraźnie belgijską, nieco lżejsze (11%) i równie pijalne co konkurent. 7,5/10


Wracając do nagłówka - chęć próbowania, choćby w niewielkich ilościach ("Piwo pite z umiarem, nie szkodzi nawet w dużych ilościach"!), wszelkich mocnych, na co dzień niedostępnych piw sprawiło, że uruchomiło się u mnie alkosumienie - miało na imię Gosia i około północy w piątek wyciągnęło mnie z festiwalu w stanie wyraźnego zmęczenia materiału. Dzięki Ci za to. Niewiele pewnie brakowało, a bym przesadził, a sam - jak się znam - piłbym dalej, wszak piwa i pacierza nie odmawiam. Czytelniku! Uważaj na siebie w czasie festiwalu! Nie pij za dużo! Pij w sam raz! Znaj swoje możliwości i granicę. W sobotę widziałem wielu takich, co nie znali i bełkotali niemożliwie.


Co jeszcze piłem?

Piłem masę, ale zależy mi na tym, by krótko to podsumować i wystawić oceny. Na dobrą sprawę tylko jedno piwo sprawiło mi ogromny zawód. Szczun leżakowany w beczce po koniaku, którego aldehyd octowy zawstydził wszystkie cydry świata, jabłeczniki i zielone jabłuszka. 3/10. W dobrej wierze spytałem na stoisku o co chodzi z jabłkiem i skąd się wzięło, ale odpowiedzi nie dostałem. Szkoda. Odmienne wrażenie zrobił za to kwas z Szałupiw - Fragum Ambitiosum. Całkiem przyjemnie kwaskowe, przypominające kompot lub jogurt truskawkowy piwo. Gosi smakowało znacznie bardziej, ale ona też bardziej chyba w nich gustuje. 6/10. Genialny był za to Buba Fest Extreme z beczki po Jacku Danielsie, którego zrobiłem tylko dwa, trzy łyczki od dobrej duszy. Totalna moc suszonych owoców, gęste i wyraźnie beczkowe. To piwo powinno być w butelkach na święta. Na razie nie oceniam. Czekam na więcej. W podobnym klimacie i również bardzo smaczny był leżakowany w beczce Oktavio z Browaru Jana, którego pierwsza podstawowa wersja urągała quadom (druga butla jeszcze leży) był doskonałym, przesiąkniętym Jackiem Danielsem, wanilią i suszonymi owocami, dość wytrawnym piwem. Pycha! 8/10. Jeszcze lepszy był owiany sławą Kord z Olbrachta, quintuple o gęstości początkowej 26° blg., leżakowany w beczce po whiskey. Mmm... Poezja gęstości i smaku. Suszone owoce, wanilia, lekki kokos, więcej suszonych owoców, delikatna słodycz miodu i winne posmaczki. 8,5/10. Moje piwo.


Wśród pitych przeze mnie mocarzy znalazły się dwa piwa w stylu Wheat Wine, czyli wino jęczmienne. Pierwszym był Wheat Wine z Brokreacji o gęstości 24° i mocy 11%. Ciężkie to i gęste piwo, słodkie od karmelu, ciasteczek i delikatnych owoców. W sumie mało się w nim dzieje, jak na takiego mocarza. 6/10. Pewnie wspominałbym go lepiej, gdyby nie piwo Kotwiczne, uwarzone w kooperacji Doctor Brew w Browarze Spółdzielczym. Ktoś wreszcie mógł faktycznie wyspać się przy kadzi, szkoda że doktorzy nie zostali na filtrację. Czuć potęgę pszenicy, moc słodów, cukier trzcinowy i miód. Jest tak gęsto, że piwo wykleja usta smakiem brzoskwini i miodu. Nie da się przy nim nie mlaskać. Super. A że wychodzi alkohol, to cóż... jest go 12%. Jeszcze się ułoży. 8/10.


Wśród wypitych mocarzy znalazły się jeszcze nowy Russian Imperial Stout (28°) z Radugi. Jest gęsto, ale spodziewałem się, że będzie jeszcze bardziej gęsto. Dominuje tu palenie, zbożowość i wyraźny anyż. Sporo tu kawy i czekolady i przyjemnej goryczy. Dla mnie moc. Zakupię na leżak. 8/10. Bardzo dobra jest Lilith z Browaru Golem, 24° daje znacznie większą pełnię i gładkość niż poprzednik. Piwo jest wręcz puszyste. Rewelacyjnie mieszają się tu czekolada z paloną kawą i nutą ciemnych owoców. 8,5/10. Absolutnie fantastyczny okazał się porter bałtycki z Browaru Podgórz, czyli 652 m.n.p.m. Piwo jest wybitne. 652 jest gęste, likierowe i bogate w ciemne słody, paloność, lekką kawkę i ciemne owoce. Boskie. 9/10. Stawiam na równi (a może lepsze?) ze Smuttynose. Jeszcze napatoczył mi się Koźlak Jesienny z Nepomucena, który wreszcie robi robotę (rok temu mi nie smakował), choć to koźlę górnej fermentacji - na modłę holenderską, popularne w niskim kraju. Konkretna pełnia pełna jest posmaków chlebowych, opiekanych, nieco karmelowych i przede wszystkim masy czerwonych i ciemnych owoców. Jak ktoś nie lubi koźlaków, to może mu to posmakować. Mi też smakowało. 7/10.



Dla odmiany jednym z najlżejszych piw był bardzo smaczny Novicius z Trzech Kumpli, któremu w ciemno dałbym więcej blg niż 10,5°. To lekkie belgijskie ale, które jest nieco zbożowe (pszenicznie), owocowe z wyraźnie dominującą brzoskwinią oraz leciutko przyprawowe. Nie moje to klimaty, ale wypiłem z przyjemnością. 6,5/10. Janek Szała zachęcił mnie do spróbowania Polish Dark Ale z Browaru Largus i dobrze, bo sam nie zdecydowałbym się na to piwo, a okazało się smaczne. W smaku ciemne zboże, kawa zbożowa i lekka czekolada  spotkały się z ziemistością i ziołami od chmielu. Kompozycja bardzo udana. 7/10. Lekki był Let's Cook z Deer Bear, czyli pyszne gose z potężną morelą i nikłą limonką w smaku. Piwo okazało się przyjemnie słone i tak morelowe, jak tylko się da. 7,5/10. Zachwycił mnie aromat i smak milickiego (Nepomucen) Range. To lekkie pomarańczowe pale ale, które przypomina sok wyciskany z owocu. Soczyste i intensywnie owocowe. 7,5/10. Po Salty Barbara z Ale Browaru niewiele się spodziewałem, bom nie jest fanem rabarbaru i nie pasuje mi w piwach. Gosia oceniła na 7/10. Rabarbar jest wyraźny, a i słoność zacna. Całość leciutka, pijalna i znikająca ekspresowo!


Dwa piwa z Browaru Okrętowego, który nie dopływa (chyba) na południa kraju, pokazały mi, że warto się za nimi rozglądać. Zarówno gotlandsdricka Langskip, jak i Karaka - słony porter - są super. Oba oceniam jako dobre, z naciskiem na to pierwsze (odpowiednio 7,5/10 i 7/10). Langskip pełen jest jałowca, jałowca, pszenicy i jałowca. Gęste, lepkie i ciężkie. Idealne na pogodę za oknem. Karaka jak na porter górnej fermentacji jest całkiem mocny (8%), wyraźnie czekoladowy, kakaowy i lekko słonawy, choć jest także słodki (karmelowy). Czad. Ciekawy okazał się Leśny Krecik z Pałacyku Łąkomin, który ze swoim stoiskiem pozostawał niezauważony dla mnie, do czasu otrzymania dwóch złotych medali KPR. To ciekawy foreign extra stout, palony, pełny, mocno zbożowy, z nutką borówki. 7/10.


Wśród wypitych imperialnych IPA bez wątpienia najbardziej smakowało mi Double Trouble (chyba się nazwy w polskim piwie skończyły) z Browaru Widawa. Bardzo owocowe, kojarzące się wakacjami w tropikach (nigdy nie byłem, tak sobie wyobrażam), egzotyczne. Najmniej tu było karmelu i - pomimo słodkich akcentów - ogólnej słodyczy. Dość mocna goryczka ma żywiczny charakter. Bardzo fajne piwo. 7,5/10. Solidny okazał się Kumar z Browaru Jana, słodszy, gęstszy w odczuciu, bardzo gorzki i po prostu zaskakująco dobry. 7/10. Forbidden Planet z Radugi byłby pewnie znacznie lepszym piwem, gdyby nie wychodzący w aromacie alkohol, który Gosi przeszkadzał znacznie bardziej niż mnie, aż piliśmy go jednocześnie z RISem, to musieliśmy sobie tego drugiego wyrywać z rąk. Jest słodki, owocowy i jak wspomniałem lekko męczący alkoholem. 6/10.


Bardzo ciekawą koncepcję na drugie piwo dyniowe przedstawiła Pinta w Kwasie Eta. Choć zapach nie pasuje do smaku, to wyszło z tego dobre piwo. Po dyniowych aromatach trudno spodziewać się takiego kwasu! Dynia nie musi zamulać. 7/10. Gosia bardzo chciała spróbować klasycznej kiełbaski ze Schlenkerli, a na kranie w Krainie Piwa był Marzen. Poezja kiełbasy, ogniska i gładkości (to piwo jest wręcz tłuste). 8/10. niewiele ustąpiło mu premierowe piwo z... Kaszubskiej Korony! Dymione to bardzo fajna wędzonka, która łączy w sobie lekkość, wrażenie pełności, wyraźny torf whiskey i dym ogniskowy. 7,5/10. Dla równowagi fatalne było Curacao z Setki. Ohydne połączenie płynu do naczyń z mdłym i paskudnym, nadmiernie przyprawionym witbierem. 2/10. Stoisko Dobrego Zbeera zrobiło furorę serwując m.in. Oude Lambika z browaru Boon. Dwuletni, niemieszany i oczywiście niedosładzany lambic dawał koniem, stajnią, cytrusami i był kwaśny. To jest dziki klasyk! 8/10.


Najładniejsze stoisko miał Browar Zakładowy, a i jego przedstawiciele są bardzo fotogeniczni. Super kolory etykiet! Spróbowałem tam świetnej Przerwy Kawowej, która jest całkiem mocnym foreign extra stoutem. Dające lekką kwasowość, aromatyczna kawa, kawa zbożowa, czekolada i paloność przechodząca w popiół. Mimo sporego ciała piło się szybko. 8/10. Równie dobre wrażenie zrobił na mnie imperialny wędzony porter Kolektyw, który jest puszysty, wyraźnie wędzony na modłę dymną, lekko popiołowy, kawowy i czekoladowy. Bardzo złożony i zaskakujący przy każdym łyku. Czy lekkie drapanie w gardle to alkohol czy papryczki? 8/10. 100% Normy to za to połączenie belgii i IPA. Bardzo smaczne połączenie, doskonale zbalansowane i nie uciekające wyraźnie w żadną ze stron. Są brzoskwinie i pomarańcze, nutki kojarzące się z drożdżami belgijskimi, skórka pomarańczy i przyjemna gorycz. 7/10.


Płem oczywiście obie wody z chmielem - Nachmieloną z Nepomucena i lemoniadowy napój z chmielem z Browaru Jana i ten drugi smakował mi bardziej. Chmiel był tu znacznie przyjemniejszy.

Degustacja Ediego

W piwowarstwie rzemieślniczym jest to fenomen, którego ja jeszcze nie próbowałem, a przy którym straszny Koreb jawi się jako Mikkeller albo inne Nogne. Edi. Wspólne degustacja odbyła się z inicjatywy Kuby Niemca, którego pomysł szybko rozbudowaliśmy (ja, Szymon - Dziennik Piwny i Mariusz - Beer Emperor) z "chodźmy po Niefiltrowane z Ediego" do "zróbmy przegląd wielu piw!". Browar z Edi z Nowej Wsi powinien być zabroniony. Te piwa są dosłownie niepijalne, a jeśli przechodzą przez gardło, to nie przypominają piwa. Samo piwo Niefiltrowane otrzymało status "zera absolutnego" lub "zera na rejtbierze". Smakowe piwa to Imbirowe (ble 1/10), Wiśniowy kriek (hehehe, 1/10), najgorsze ze wszystkich Miętowe, przypominające pastę do fluoryzacji z zerówki (1989 r.) - 0/10, Malinowy frambois (hehehe) o słodkim smaku Tyskiego z podwójnym sokiem na festynie - 1/10. Piwo Jasne w jakiś niezwykły sposób przypominało koncernowego lagera, mniej wypranego z (niedobrych) posmaków. 1/10.


W sumie mieliśmy dzięki tym piwom ubaw po pachy i zaobserwowaliśmy, że są ludzie, którzy kupują to na serio. Szkoda.

Podsumowanie

Nie ukrywam, że wolałbym nie biegać między stoiskami z wywalonym jęzorem, walcząc o liczne piwa, których jeszcze nie piłem, a spędzić więcej czasu z ludźmi. Dobrze, że nasza ekipa była wyrozumiała i jakoś przeżyła nasze nagłe godzinne zniknięcia: "idziemy po piwo i wracamy!" Generalnie było super! Więcej!





Zobacz także

2 komentarze

Obserwatorzy