Sześć twarzy Hopkinsa

08:00

Od czasu swojego debiutu (grudzień 2015) piwa Browaru Hopkins pojawiły się na blogu w liczbie czternaście. Ten spory wynik wynika z tego, że pierwsze warki browaru były niezwykle udane i skutecznie zachęciły mnie do kupowania kolejnych. Także sam browar dorzucił do tego swoje trzy grosze, kilka piw i szklankę, a sympatię moją zyskał sobie tym, że chętnie odpowiada na wszelakie pytania.


Na pierwsze trzy piwa byłem szczególnie napalony, a do tego wystarczy przedrostek belgian. Trzy następne to już zwyczajna ciekawość, ale od razu się przyznam, że Einsteina dostałem gratis, bo był po terminie. Postanowiłem go tu jednak umieścić.


Problem ze wszystkimi belgijskimi piwami Hopkinsa jest jeden. Są co najwyżej nijakie. Meadows to belgijskie IPA, a dominuje w nim karmelowo-biszkoptowa podbudowa słodowa. Piwo jest bardzo pełne w smaku, jest słodkie, a proponowana gorycz niezbyt wydatna i ziołowa. Lekkie owoce (banany i brzoskiwnie) polane są tu cukrem. Piwo jest mulące i męczące, rozklekotane. Nieszczególnie belgijskie i niezbyt gorzkie. 4/10.


Z trzech belgów to Wonderwall wspominam najlepiej. To lekkie belgijskie pale ale i jest dokładnie tym, czym obiecuje. Niestety niczym więcej. Zapach jest lekki, ale robi dobre wrażenie atakując zmysły brzoskwinią, kwiatowymi drożdżami i przyprawami. Chlebowo-karmelowe nuty pojawiają się w aromacie retronosowo, dopiero po pierwszych łykach. Piwo choć słodkawe jest lekkie, gryzie pieprzem i pikantnymi przyprawami. Niezłe. 6/10.


Notre-dame to piwo bardzo zbliżone do poprzednika (praktycznie identyczne parametry), ale ciemne. Zawiodło mnie to piwo, bo wiele obiecywało. Muszę przyznać, że wygląda srogo. Jest tak ciemne (prawie czarne), jak żadne (typowe) piwo belgijskie nie jest. Aromat przypomina sztucznie aromatyzowane piwa świąteczne i przyprawę do grzańca. Jest słodkie, męczące, a jedynym plusem są suszone śliwki w posmaku. Trochę to piwo przekombinowane i na siłę. 3,5/10


Ghetto Gospel to jedno z najbardziej nieułożonych west coast IPA, jakie piłem. Aromat jest słaby i choć cytrusowy, to zbyt mało, bo owoce przykryte są przez zioła (no w końcu to getto) i lekką mokrą szmatkę. W smaku słodkawy karmel łączy się z trawiastą nutą, ziołami, wspomnianą ścierką, a całość zalega w gardle. Czarny Magik na etykiecie nie zmienił tego piwa w dobre. 4/10.


Przeterminowany Einstein będący single hop AIPA na chmielu Eureka okazał się zaskakująco smaczny. Nie w kategorii india pale ale, ale w kategorii piwo. Poukładało się ono, zaowocowało słodkimi posmaczkami tropikalnymi, a goryczy w nim za wiele nie zostało. Przypomina pełnego w smaku strong ejla, gęstego, słodkawego i owocowego. Nijak ma się to do stylu, ale wypiłem ze smakiem. 5,5/10.


W tym zestawie jedynie Desire okazało się być piwem, do którego chętnie bym wrócił. To owocowa pszenica z dodatkiem czarnej porzeczki. Leciutkie, lecz całkiem pełne piwo niesie w owocowym aromacie zapowiedź kwasku. Pewnie sprawiają to ciemne owoce, które świetnie smakują i wprowadzają kwaskową nutę na finiszu, choć piwo nie było zakwaszane. Fajnie to zagrało i wypiliśmy z niekłamaną przyjemnością praktycznie bijąc się o kolejne łyki. 7/10.

Właściwie gdyby nie ostatnie piwo, to nigdy bym się nie zabrał za opisywanie tych pięciu poprzednich piw, bowiem zdecydowanie wolę pisać o czymś dobrym. Niemniej jednak i Hopkins zaskakiwał mnie negatywnie w tym roku. Nie skreślam go jednak i w dalszym ciągu kibicuję. Te belgijskie przymiarki to niestety droga donikąd. W naszym kraju wiecznej jesieni aż się prosi o klasyczne belgijskie dubble, triple i quadruple.

Zobacz także

1 komentarze

  1. Nie biliśmy się o kolejne łyki, tylko spijaliśmy sobie z dzióbków ;P Potwierdzam jedynie Desire warte spożycia :))

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy