Kontraktowa ściana

15:10

Piwna rewolucja już troszkę w Polsce okrzepła. Czy się skończyła? Na pewno nie. Zdobyła kilka ważnych przyczółków, okopała się na upatrzonych pozycjach, przebiła się do szerszej świadomości ludzi i być może przygotowuje się do kolejnego ataku. Niektórzy jednak tworzą kontrrewolucję.



Rewolucja!

Zmiana jest widoczna gołym okiem i nie trzeba prowadzić tu skomplikowanych badań. Aby kupić smaczne piwo ze średniego lub małego browaru nie trzeba go specjalnie szukać (Craft w Tesco najlepszym przykładem), a nawet jak trzeba to są ku temu narzędzia, które pozwolą szybko je znaleźć. Do wyboru nie jest tylko jasne pełne, mocne i ewentualnie porter, ale cała gama piwnych stylów - od american india pale ale, przez russian imperial stouty, belgijskie dubble, piwa kwaśne do klasycznych niemieckich weizenbocków. Wszystkie oczywiście wyprodukowane w Polsce. Wzrosła kultura picia, co przejawia się świadomym wybieraniem piwa, znajomością terminologii, poziomem wiedzy, liczbą miejsc, gdzie można się napić dobrego (w założeniu tylko dobrego) piwa, wielością multitapów. W sieci możemy poczytać o tym na licznych blogach (na palcach jednej ręki policzę te, które istniały przed Piwnymi Podróżami, a teraz jest ich ze sto - licząc ostrożnie). Pojawiły się piwne święta, wydarzenia, rocznice. Traktujemy to wszystko z pewnym namaszczeniem. My, piwosze. To wszystko nie jest jednak stanem ostatecznym, piwna (r)ewolucja wciąż trwa.

Zwiedzanie browaru rzemieśniczego

Kontrrewolucja

Jednak naprzeciw edukacji wychodzi propaganda. Pojawiają się jednostki, które w różnych celach starają się wykorzystać rosnącą popularność piwowarstwa rzemieślniczego. Bo jak inaczej można nazwać wprowadzenie klientów, konsumentów, piwoszy w błąd? 

O ile robią to wielkie browary, to łatwo to zauważyć, "wykryć" i napiętnować. Prosto zakrzyknąć: "Żywcu, przeca Twoja APA, to żaden kraft!". To przecież piwo równie masowe jak Tatra Mocna, tylko uwarzone w nowofalowym stylu. Żywiec nie stał się nagle browarem rzemieślniczym, podobnie jak nie stał się nim swoiście wyodrębniony Browar Zamkowy (tu problem jest jeszcze inny, bo ich double IPA jest przyzwoita i zjada inne rzemieślnicze DIPY na śniadanie; niskie oceny tego piwa wynikają właśnie z jego "koncernowości"). Nie wspomnę już o wynalazkach z Tychów, bo chyba nawet oni o nich zapomnieli.

Wnętrze browaru rzemieślniczego

Browary kontraktowe

Otóż niezwykle drażni mnie, gdy browary chcące uchodzić za kraftowe pudrują sobie nosy i przywdziewają szaty kogoś innego. Bierzesz sobie butelkę piwa zakupionego w sklepie, nieco w pośpiechu, nie znasz go i chcesz poznać - patrzysz i myślisz (albo mówisz do siebie jak rasowy czub) "O, nowy browar rzemieślniczy". Co się okazuje w domu, gdy przyjrzysz się etykiecie lub poszukasz browaru w Internecie? Okazuje się, że to browar kontraktowy. Nie ma w tym nic dziwnego - skoro ja (Tomasz, gość orientujący się w temacie i siedzący w nim) nie ogarniam wszystkich nowych browarów, nie wiem który już działa, a który jeszcze nie, nie pamiętam wszystkich, to taka sytuacja większości ludzi zdarza się pewnie częściej.


Sytuacja o której mówię zdarzyła mi się ostatnio dwukrotnie. W błąd wprowadziła mnie etykieta american india pale ale z Arcybrowaru, gdzie poniżej kojarzącego się z Dębowym Mocnym napisu "Piwo warzone powoli" jak byk stoi Browar Rzemieślniczy. Arcybrowar dopóki nie zbuduje sobie browaru, czyli fizycznego miejsca produkcji piwa, będzie tylko firmą, klientem korzystającym z mocy produkcyjnych innego browaru - tutaj faktycznie rzemieślniczy Jan Olbracht z Piotrkowa Trybunalskiego, który zresztą robi świetną robotę na polu piwnej edukacji. My nazywamy takie coś umownie browarem kontraktowym, ale nazywanie siebie rzemieślniczym to już nadużycie.


Drugą etykietę, przy której poczułem się oszukany, przykleił na butelkę z Miedzianym Draniem Browar Gentleman. Znaczek "Browar Rzemieślniczy" jest zupełnie zbędny na tym piwie. Tutaj rzemieślniczym możemy nazwać Browar Cysterski ze Szczyrzyca. To że znaczek żywo przypomina ten z piw Browaru Pinta, to już inna sprawa. Browar Pinta jednak nikogo nie wprowadza w błąd - tam mamy "Piwo Rzemieślnicze", co jest faktem z którym ciężko polemizować.


Oba piwa są debiutami. Debiutem nie jest natomiast Krakowski Browar Rzemieślniczy. Problem z nim polega na tym, że ani nie jest browarem, więc nie może być rzemieślniczy, ani nawet nie warzy w Krakowie. Specyficzna translokacja firmy, która warzy w Szczyrzycu (najpierw w Marysi, teraz w Gryfie). Najbardziej bolesne jest to, że chłopaki robią świetne piwo! Po co uciekać się do takich sztuczek marketingowych? Bo chyba nie można tego nazwać inaczej. Kraków sprzeda się lepiej niż Szczyrzyc? Rozumiem, że piwowarzy i założyciele Brokreacji są związani z Krakowem, tam mieszkają i z nim się identyfikują, może to jednak prowadzić do specyficznych reperkusji. Krakowskim browarem rzemieślniczym jest Twigg, jest nim TeaTime i kilka innych.

Każdy z przytoczonych browarów podaje oczywiście faktyczne miejsce uwarzenia piwa, w dodatku to miejsce zawsze jest browarem rzemieślniczym, ale mimo to pozostaje mi niesmak. Towarzyszy mi obawa, że za chwilę może zostać przekroczona inna granica. Przedstawicieli każdego jednak zapytałem, skąd nazywanie się browarem rzemieślniczym i co za tym stoi. Odpowiedzi mnie nie zaskoczyły.
"Warzymy piwo w sposób rzemieślniczy, bez pośpiechu, w dodatku w fizycznym browarze rzemieślniczym i w ilościach rzemieślniczych bez dodatku chemii na naturalnych składnikach" - Arcybrowar.
Wszystko sprowadza się do przekonania, że skoro warzy się piwo w browarze rzemieślniczym, to jest się browarem rzemieślniczym. Bardziej jednak dała mi do myślenia kolejne odpowiedź.
"Otóż w naszej ocenie przedsiębiorca, który wynajmuje nieruchomość w celu prowadzenia określonej działalności, np. restauracji ma prawo nazywać się restauracją, pomimo tego, że budynek w którym prowadzi swój biznes nie należy do niego. Według nas prowadzenie biznesu polegającego na produkcji piwa, w niejako wynajmowanym browarze również upoważnia nas do nazywania się browarem. Być może masz rację, że precyzyjniej było by określać się mianem browaru kontraktowego - niemniej jednak wielu konsumentów nie zdaje sobie sprawy z tego czym jest browar kontraktowy. (...) nie ukrywamy tego, że nasze piwa warzymy w browarze w Szczyrzycu, a piwo które produkujemy w naszej ocenie jest w pełni piwem rzemieślniczym." - Gentleman.
Zacznę od końca. Zgadzam się z tezą, że piwo jest rzemieślniczym, nie wytykam w żadnym przypadku ukrywania miejsca produkcji. Zręczniej byłoby jednak nie posługiwać się terminem zastrzeżonym dla fizycznych (faktycznie istniejących) browarów. Może lepiej nic nie pisać? Zresztą napis "Piwo rzemieślnicze" wygląda równie godnie co "Browar rzemieślniczy" i nikt nie może mieć o to bólu dupy. Argument z restauracją do mnie nie trafia. Po pierwsze to nie jest tak, że kontrakt wynajmuje browar i wchodzi do pustego przybytku. Kontrakt nie ma wpływu na zatrudnione tam osoby, nie ma wpływu na to, czy ktoś z niego nie robi wała itp. (o swoistym browarze kontraktowym, który przejął cały browar dla siebie, bez ŻADNEJ ingerencji z zewnątrz i bez niczyjego wsparcia pisałem tu, warto zajrzeć). Po drugie ja nie poszedłbym do restauracji, w której nie ma kuchni, kucharz wysyła swoje przepisy do innego miejsca, skąd gotowe potrawy przywożone są do niej. Sądzę, że to odpowiednia analogia.

Wnioski

Ukrywanie faktycznego miejsca produkcji to domena browarów koncernowych, podobnie jak podawanie na etykietach maksymalnie szczątkowych informacji o piwie lub inne bzdety (vide Dębowe "długo warzone"). To coś, z czym rewolucja nie chciała się utożsamiać wytyczając inne standardy - np. podawanie pełnej informacji o produkcie. Browar Pinta nigdy nie ukrywał, że jest kontraktowcem i warzy swoje piwo w Zawierciu (a potem w Zarzeczu) i jakoś nikt nie odbiera im splendoru. Nie idźmy w stronę dezinformacji, nie wprowadzajmy w błąd. Nie prowadźmy kraftu w stronę Łebskiego niewadomoskąd (Witnica), Krakowiaka z Grybowa, Zagłębiowskiego z Zawiercia i innych dziwnych przypadków. Ja wiem, że kontrakt kontraktowi nierówny, ale czy rzeczywiście każdy to wie?

Obawiam się, że w końcu ktoś założy firmę, uwarzy 80 tys. litrów piwa w Tychach i nazwie się browarem rzemieślniczym skądkolwiek na tej samej zasadzie. Należy wspomnieć też o tym, że samo bycie browarem rzemieślniczym nie jest gwarantem jakości. Browar EDI uchodzi za jeden z najgorszych w kraju, a z Koreba nie piłem nic dobrego uwarzonego przez nich (bo innym się udało - patrz odważny Szpunt).

Nie mam nic przeciwko nazywaniu piwa rzemieślniczym, nie czepiam się tego, żeby nazywać tak owoce pracy Arcybrowaru, Brokreacji i Gentlemana, ale niech browary nazywają rzeczy po imieniu. Lepiej napisać prawdę, bo piwo jest rzeczywiście rzemieślnicze, niż wprowadzać kogoś w błąd. Wszak definicja słownikowa określa browar mianem zakładu produkującego piwo.

Koniec końców to piwo jest najważniejsze. Macie inne przemyślenia? Koniecznie zostawcie komentarz.

Zobacz także

24 komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. No to kolejny żenujący przykład. Ale tego nawet kontraktowym bym nie nazwał:P

      Usuń
  2. A co jeżeli, wracając do wypowiedzi o restauracji, główny piwowar danego browaru, jest ciągle obecny podczas warzenia i kontroluje wszystkie procesy? Tylko budynek nie należy do niego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co jeśli... Może podaj przykład, będzie łatwiej rozważyć;)
      Nie jest istotą własność budynku, ale fakt, że to po prostu inny browar i on jest browarem. Ktoś, kto z niego korzysta, nie jest tym browarem, tylko jego... klientem? Browar to faktyczny budynek/miejsce - tak przynajmniej było przez tysiąc lat. Teraz idzie zmiana i trzeba dopasować do niej nazwy...
      Czekam na Twoje propozycje.

      Usuń
    2. Dołączę się do rozmowy :) Główni piwowarzy browarów (kontraktowych) zazwyczaj są podczas warzenia ich piwa i doglądają swojego trunku przez cały proces produkcyjny, czasem więcej niż pracownicy konkretnego- fizycznie istniejącego browaru. Przykładem jest wspomniana wyżej Brokreacja. Po za tym kontraktowcy dla danego browaru mają zbawienny wpływ. Niektórzy ludzie posiadający browar (ciągle mówimy o fizycznie istniejącym) nie wiedzą o co chodzi na aktualnym rynku piw niszowych (w który próbują się "wstrzelić" lecz zazwyczaj im to miernie wychodzi). Aż się prosi by kontraktowcy zaczęli działać w innych browarach co będzie wpływało na korzyść obydwu stron. Po za tym... Nie ważne co jest napisane na etykiecie- najważniejsza jest zawartość! :)

      Usuń
    3. Fajnie, ale browarów kontraktowych jest już ok 60. Jesteś pewien, że w każdym tak jest? Bo ja mam pewność, że nie. Wyobraź sobie sytuację, że piwowar tylko wysyła recepturę do browaru macierzystego i tam to warzą. Mało prawdopodobne?;)
      Zgadzam się, niektórzy mający browar są poza światem, ale to jest właśnie browar. Nie krytykuję kontaktów jako takich, ale ich - na szczęście nieczęste - przebieranie się w inne ciuszki ;)

      Usuń
  3. A niby czym różni się Pinta od innych kontaktów? Zapytaj w Zawierciu lub Zarzeczu czy często wpadają na warzenie, jeśli akurat nie ma kamer ;) To, że byli pierwszym kontraktowcem, nie oznacza że mają monopol na bycie rzemieślniczym. AleBrowar ma przynajmniej swojego człowieka 5 dni w tygodniu w zakładzie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chyba niczym. Nie piszą też o sobie browar rzemieślniczy (chyba), ale swoje piwa nazywają piwami rzemieślniczymi - tu chyba taki różnica. Nigdzie indziej.

      Usuń
    2. Pinta już od co najmniej roku ma swojego człowieka na stałe w Zawierciu.

      Usuń
    3. O ile dobrze pamiętam [ostatni raz miałem w ręce butelkę pinty z miesiąc temu], to na etykietach piszą wyraźnie, że wymyślają receptury i nadzorują proces produkcji swoich piw. Nigdzie na etykiecie nie piszą, że są browarem rzemieślniczym.

      Usuń
  4. Jeśli kiedykolwiek pomyślałeś o sobie jako o "Blogerze", warto zastanowić się co Cię nim czyni. Masz zasadniczo 2 możliwości:
    1. Uznasz że blogerem czynią Cię teksty jakie piszesz na blogu (wtedy faktycznie jesteś blogerem).
    2. Uznasz że warunkiem bycia blogerem jest akt własności systemu informatycznego, który umożliwia pisanie tych tekstów (przypominam, że go nie masz i bazujesz na licencji systemu Blogspot.com)
    W myśl tej drugiej zasady, jedyną szansą by być blogerem byłoby wykupienie systemu informatycznego na własność i hostowanie go na serwerze, który stoi Ci w domu, koło łóżka. Idąc dalej tym tropem, jeśli nie masz własnego systemu i własnego serwera, jesteś blogerem kontraktowym systemu blogspot.com.
    Powiem Ci więcej! Możesz być blogerem np. z Sokołowa Podlasakiego... bo, być może, tam właśnie znajduje się serwer na którym faktycznie, fizycznie stoi Twój blog. Może nawet nie jesteś Polakiem.

    Pomyśl o tym ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Argument ad absurdum okazuje się przydatny;) Naprawdę porównujesz te dwie rzeczy?;)

      Rozumiem, że nie ma dla Ciebie nic zdrożnego w tym, by nazwać kogoś czeskim wydawcą i drukarzem, tylko dlatego, że książka, którą napisał, została wydrukowana w Czechach i wydana przez wydawnictwo mające tam siedzibę?

      Piwowar z Sosnowca będzie piwowarem z Sosnowca, a jak uwarzy piwo w Olbrachcie, to browar ten nie stanie się rzemieślnikiem z Sosnowca.

      Usuń
    2. Słowo "Browar" nie musi oznaczać budynku. Słowo "Browar" może być po prostu marką. Tak samo jak marką jest np. wspomniane wydawnictwo. Siedzibą wydawnictwa jest miejsce gdzie pracują ludzie, którzy tworzą tą markę od strony intelektualnej. To ich myśl, wiedza, doświadczenie i wizja i kontakty stanowi istotę marki. Każda marka natomiast (sama w sobie) jest bytem abstrakcyjnym.
      Wydawnictwo może drukować książki daleko od miejsca swojej siedziby... nawet w innym Państwie. Oznacza to, że faktyczny "produkt" jakim jest książka powstaje zupełnie gdzie indziej niż koncept tego produktu. Pytanie czy wynosimy na piedestał akt twórczy, pomysł, talent i wiedzę jak to zrobić (know how)... czy będziemy się upierać, że książka powstała w w konkretnej drukarni w konkretnym mieście więc pochodzi właśnie stamtąd.

      Z Browarami jest tak samo... Marka pochodzi z miejsca, które wybrali jej założyciele. Tam jest ulokowana, tam powstają te rzeczy, które później realizowane są w wybranym zakładzie. Co więcej, autorzy uczestniczą w procesie produkcji (co zostało wcześniej nadmienione). Nie zamawiają go tylko ale faktycznie "robią" to co zamówili. Założyciele marki mogą podjąć decyzję o zmianie miejsca produkcji, tak jak wydawnictwo podejmuję decyzję o zmianie drukarni. Zmiana tego miejsca nie sprawia, że sama marka staje się czymś innym.
      Uważam więc nadal, że jeśli browar kontraktowy warzy piwa rzemieślnicze w browarze rzemieślniczym, sposobem który spełnia wszystkie wymogi "rzemieślnictwa" (jakie by one nie były), może nazwać się browarzem rzemieślniczym... jedyne co różni go od Browaru stacjonarnego to akt własności sprzętu, którego używa - kartka papieru.

      Jeśli pożyczę od Ciebie ołówek i narysuję nim rysunek... nie umniejsza to w żaden sposób mojemu byciu rysownikiem i mojemu prawu do tego rysunku. Tobie ew. będę musiał zapłacić za możliwość wykorzystania ołówka.

      Usuń
    3. To jest właśnie nowość. Do tej pory słowo browar oznaczało budynek;)
      Zgadzam się co do marki, produktu i rzemieślniczości piwa. Całkowicie.
      Przyjęło się używać terminu browar rzemieślniczy dla fizycznego browaru, w którym jest warzone piwo. Ulega to zmianie na naszych oczach, czy dobrze? Nie sądzę. Chaos już jest. będzie gorzej, bo coraz więcej januszy i pseudobrowarów w ten sposób będzie żerować na naiwności ludzi. Tych którzy kupują piwo Pszyczyńskie, bo jest z Pszczyny, albo Piasta, bo jest z Wrocławia.
      Myślę że słowo marka ma duże znaczenie, ale nikt sobie nie napisze "Marka rzemieślnicza".

      Usuń
    4. Witam. Jako szeregowy konsument produktów browarniczych, stwierdzam że w zasadzie nie interesuje mnie czy dany browar nazywa się rzemieślniczym czy kontraktowym. Liczy się sama jakość piwa i fakt że dzięki wysypowi tychże browarów (firm) rzemieślniczych (kontraktowych)mamy solidny wybór i możliwość spróbowania czegoś innego, nowego. W zasadzie nie liczy się nawet nazwa piwa, a to czy będzie smakowało konsumentom. Jak najbardziej popieram umieszczanie na etykiecie informacji o stylu piwa, składnikach itp. Ale nie popadajmy w paranoje. Zauważyłem ostatnio ze światek piwny zajął się problemami natury geograficznej i semantycznej zamiast skupić się na jakości. Podsumowując, rozważania tego typu świadczą że mało premier chyba było ostatnio i bloggerzy nie mają o czym pisać ;)

      Usuń
    5. Hmmm, ja też jestem szeregowym konsumentem. Taki co mu się chce dodatkowo coś z tym zrobić. Np. problemami natury semantycznej;)
      Nie masz racji co do ilości premier (ale to wiesz), jest ich tak dużo, że trudno nawet wspomnieć o wszystkich, a co dopiero napisać coś więcej.
      O czym Ty chciałbyś poczytać?
      Aha, ja też się cieszę z tych kontraktowców, bez nich dalej pilibyśmy często nijakie lagery.

      Usuń
  5. Akurat zgodnie ze słownikiem języka polskiego browar to zakład przetwórstwa spożywczego zajmujący się produkcją piwa, więc twierdzenie, że browar może być po prostu marką wydaje mi się jednak nadużyciem.
    Warto było we wpisie pochylić się nad "browarem" Dionizos/Czarny Kot

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo trafny wpis. Kontraktowcy to na pewno nie browary.
    Pracuję w dwóch browarach rzemieślniczych nawet o jednym jest wspomniane w artykule. Generalnie "piwowarzy" (a co oni warzą? bo tylko opracowują recepturę) kontraktowców przyglądają się powiedzmy przez kilka godzin, czasem zostaną tylko na część warek, albo wsypią chmiel i jadą do domu. Hitem był jeden z kontraktów, który przyjechał dosłownie na 5 minut, wsypali chmiel a na facebooku poszły fotki z opisem w stylu "ciężki dzień w browarze xXx, dziś warzymy yYy" :D.
    Generalnie nie mam nic przeciwko kontraktom, uważam, że są bardzo pożyteczni dla naszego rynku i całej branży, ale tak samo jak autora blogu drażnią mnie te nazwy i wprowadzanie w błąd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym byciem przy warzeniu to inny problem. Nie wiem, więc się nie wypowiem, a plotek nie będę rozsiewał (ja). Robią sobie to wzajemnie poszczególni kontraktowcy. Wiem też, że jest z tym różnie, są tacy, którzy rzeczywiście są obecni dużo i często.

      Usuń
  7. Czy fakt posiadania własnego, fizycznego browaru powoduje, że warzy się lepsze piwa? Czy fakt, że właściciel browaru warzy sam własnymi rękoma, albo robią to za niego jego pracownicy powoduje, że jedne piwa są lepsze, a inne nie?

    Dla mnie jako konsumenta marginalne znaczenie ma jaki podmiot gospodarczy odpowiada za dane piwo, gdzie zostało uwarzone i czy ktoś podczas warzenia odmawiał różaniec przy nim albo podpalał biblię benzyną. Jeśli uda się komuś skonstruować maszynę, którą będzie można sterować za pomocą smartfona z drugiego końca globu, a która będzie potrafiła dla podanej receptury sama uwarzyć piwo to nadal będę miał to w dupie.

    Oszukiwaniem klienta jest dla mnie wyłącznie warzenie ch**owego piwa, w mniejszym stopniu ściemnianie ze składem (lub jego brak na etykiecie)...

    A tak w ogóle chociaż piwa smaczne z tych dwóch "pseudobrowarów"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja nie nazwałbym ich pseudobrowarami. O przedrostek pseudo pokusiłbym się tylko przy "browary rzemieślnicze".
      Piwo na szczęście pseudo już nie jest. Zarówno AIPA z Arcybrowaru, jak i Miedziany Drań są niezłe+. Pisałem o nich w Wielopakach. No BroKreacja robi piwa bardzo dobre, o czym się nie raz przekonałem.

      Usuń
    2. W całej rozciągłości zgadzam się z autorem. Po co przywdziewać maskę, skoro piwo smakuje tak samo z nią jak i bez niej? Czy piwa z browarów kontraktowych smakują inaczej ze względu na ich kontraktowość? Jeśli nie, to czego się wstydzić, bo innego wytłumaczenia dla wdziewania owej maski nie znajduję.
      Pojawiło się kilka komentarzy, które wskazują na to że nikt na to nie patrzy. Jednak obserwując to co się dzieje na rynku konsumenckim ogólnie, uważam że jest wręcz przeciwnie. Jest cała masa ludzi, którzy wybiorą dany produkt tylko dlatego że produkowany jest w ich (ulubionym) mieście/kraju - vide aplikacja Pola na smartfony. Sam chętnie kupiłbym piwo z Sosnowca - bo tak. Czy z wioski, w której spędziłem dzieciństwo. Czułbym się oszukany wiedząc, że jednak było inaczej. Że z Sosnowca jest tylko pomysłodawca, albo firma bo tam tańsze podatki (tja...). Po co nazywać się browarem rzemieślniczym, skoro kontraktowy też brzmi dumnie?

      Usuń
    3. To też właśnie. Po co to robić?

      Może dlatego, że browar kontraktowy nie brzmi tak dumnie głównie, z uwagi na hejt twardogłowych piwoszy, którzy odbierają mu jakiekolwiek prawa do wszystkiego. Dla mnie piwo z kontraktowca jest tak samo kraftowe, jak z browaru rzemieślniczego, ale zwyczajnie nie lubię być robiony w bambuko.

      Usuń

Obserwatorzy