Wielopak #17

10:17

W siedemnastym wielopaku pięć piw to efekty pracy znanych i lubianych browarów. Z nową odsłoną biere de garde wraca Browar Pinta, dwie propozycje to uwarzone w tym samym miejscu piwa Browaru Kingpin, dwóch czornych krasnoludów to dzieła wrocławskiego rzemieślnika - Browaru Profesja. Szóstym piwem w wielopaku debiutuje na blogu Browar Maryensztadt. Obecnie to rzemieślniczy browar z podradomskiego Zwolenia


Ogólnie jest dobrze, ale nie najgorzej. Na kolana niestety nic mnie nie rzuciło. Wielkiego ciśnienia na wracanie do któregoś z tych piw też nie mam. Niemniej jednak warto rzucić okiem, kto co uczynił.


Do tego, że Ce n'est pas IPA nie jest IPĄ, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Tym razem Pinta zabiera nas na francuską wioskę z trzecią odsłoną biere de gardeBruin. Tym razem jest to aż 18°blg oraz 7,5% alkoholu. Piwo prezentowałoby się lepiej, gdyby nie piana, która zachowuje się trochę jakby była na coca-coli. Znika szybciutko mocno musując. W aromacie mamy intensywną słodycz karmelu, pieczony chleb, nieco przyprawy i lekko winny charakter. Obiecujący zapach obraca się niestety w niwecz przy pierwszych łykach. Jest lekki, kojarzący się w winem, kwasek, który szybko zostaje zdominowany przez stanowczo zbyt dużą słodycz karmelu, a ta zostaje wsparta stanowczo zbyt intensywną skórką pomarańczową. Największą jednak dewastację uczyniła mi tu mąka kasztanowa, która to prawdopodobnie odpowiada za dziwne zamulenie piwa, przez co w połowie pokala stało się ono nieprzyjemne. Był jakiś pomysł na to piwo, ale wykonanie się rozjechało. Tak jak pierwsza wersja w 2013 mnie zamuliła, tak Bruin zasłodził, zamulił i zmęczył. 3/10.


Weimea Singiel to moje pierwsze spotkanie z Browarem Maryensztadt. To lekkie piwo określane mianem SMASH, czyli single malt and single hop – jeden słód i jeden chmiel - tu oczywiście nowozelandzka lupulina, od której piwo wzięło nazwę. To leciutkie pale ale o gęstości 11°blg i alkoholu na poziomie 4,4%. Lekko słodowy aromat wzbogacony jest wyraźną cytrusową nutą, w której prym wiedzie słodkawa mandarynka. Problem jedynie w tym, że nie jest to mój ulubiony zapach w piwie. Piwo jest rzeczywiście rześkie i piło mi się je dosyć przyjemnie, ale nie opuszczało mnie wrażenie płaskości i nieco zbyt tępej goryczki (niedużej). To jedno z tych piw, o których ciężko mi jest powiedzieć coś złego, ale na pewno nie pojawiła się u mnie chęć powrotu do niego. Nawet latem, gdy picie takiego piwa będzie uzasadnione. 5/10. 
 

Kingpin przez długi czas robił piwa dosyć odważne, z ciekawymi dodatkami, które w rezultacie okazywały się co najmniej smaczne. Diggler to hazelnut porter, który wyróżnia się tym, że do produkcji zostały użyte orzechy laskowe, a także chmiel amerykański (Columbus i Citra). To oczywiście porter angielski, ale mimo wszystko gęstość jest tak mała, ze piwo wydaje się nieco zbyt puste. Dużym jego plusem jest bardzo przyjemny aromat, z wyraźnymi nutami orzecha laskowego, czekoladą i niewielką palonością. W smaku dominuje już jednak karmel, ale pojawia się też nuta tytoniowo-popiołowa. Goryczka jest długa i nienachalna, a całość wytrawna. Nie zauważyłem tu nic amerykańskiego. Źle nie jest, ale tylko nieźle. 6/10.


W spożyciu drugiego Kingpina – Headbanger towarzyszył mi wzrokiem Fribo, sympatyczny kocur. Headbanger to piwo powstałe w "kooperacji" z kapelą Tester Gier, o której nigdy wcześniej i później nie słyszałem, choć czasami wieczorem przychodzi do mnie diabeł. Nie żebym się chwalił ignorancją. Piwo to imperialne IPA i wiele sobie po nim obiecywałem (bo Kingpin). 19,1° blg, 8,6% alko, cała masa chmielu (Chinook, Mosaic, Geen Bulet, Willamette, Amarillo, Calypso i Cascade). Wszystko to sprawiło, że piwo pachnie mało chmielowo – fakt na początku uderzenie owoców tropikalnych jest spore, ale szybko znika pozostawiając słodycz karmelową i trawiastość. W smaku jest tęgo, dosyć słodko w całkiem przyjemny sposób, ale do goryczy w IIPA przyzwyczaiłem się większej. W efekcie było mi jej mało. Wypiłem to piwo, ale bez większych uniesień, kopniaków w nos czy gardło. 6/10.


Pierwszym od jakiegoś czasu krasnoludzkim rzemieślnikiem z Browaru Profesja, który do mnie przyszedł był Smolarz. To amerykański stout (ekstrakt 14°) leżakowany z płatkami dębowymi cherry. Jak przystało na smolarza jest czarny jak urobione jego łapy, a i piana jest zacna. W aromacie dominują czekolada z kawą, ale też intensywny popiół i bardzo przyjemne nuty palone. Wytrawny smak zdominowany jest przez paloność, która bardzo mi odpowiada i istotnie zwiększa ona gorycz, na którą znikomy wpływ mają chmiele. Piwo jest dość tęgie, przyjemne i lekko kwaskowe. Chętnie kiedyś do niego wrócę, jak obieca więcej ameryki. Póki co 6/10.


Większym bratem Smolarza jest Kominiarz. Ten american extra stout o ekstrakcie 16°blg jest znacznie bardziej tęgi i cechuje się większą ogładą. Zapach gorzkiej czekolady wzbogacony jest o tchnienie dymu, bardzo przyjemne nuty cytrusowe i żywiczne. W smaku jest kawa, jest czekolada, jest i paloność, a nawet przyszły mi na myśl leśne owoce. Gorycz także jest wydatna, co mi bardzo tu odpowiada. To znacznie ciekawsza kompozycja niż u Smolarza. Taka okrągła i smaczna. 7/10 i zwycięzca tego Wielopaka.

Ogólnie oczekiwania wobec tych piw miałem większe, więc generalnie uznaję je za rozczarowanie, choć obiektywnie pięć z tych piw jest w porządku. Nie rozczarował mnie Kominiarz, którego polecam z czystym sumieniem.

Na koniec zdjęcia kota, dla podbicia liczby wyświetleń wpisu.


Zobacz także

1 komentarze

  1. W istocie browar Profesja okazał się najsmaczniejszy w tym wielopaku ;)
    Niezły lans kota... ;););)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy