Co zabiera ze sobą w góry miłośnik piwa?

09:00

Ten przydługawy tytuł nie od razu zrodził się w mojej głowie. Po wielu wyjazdach ze znajomymi - starszymi znajomymi, nowszymi znajomymi, jednorazowymi znajomymi - doszło do mnie, że większość tych osób niezmiennie dziwi się na widok tego, co miewam w plecaku. I wcale nie chodzi mi o piwo. 

Piwo w górach to rzecz na tyle powszechna, że wielkie zdziwienie może zbudzić napis w schronisku, że "tu piwa nie sprzedajemy", bo i to się zdarza. Piwo w górach zastępuje sok z gumijagód, jest niczym nektar bogów, niczym olej napędowy dla niezniszczalnego diesla.

foto pożyczone z http://www.klubmaczki.pl

Dziś mam na myśli otoczkę picia piwa. Nie tak dawno temu nawet w górach było dla mnie jedynie uzupełnieniem kalorii w trakcie zimowego zdobywania Skrzycznego. Na szczęście człowiek zmiennym jest i także w górach piwo przestało być dla mnie bezrefleksyjnym towarzyszem wycieczki. Dla mnie piwo pełni tę samą rolę co wino w eucharystii. W górach bowiem staje się rzeczą świętą. 

Piotr Pustelnik, polski alpinista i himalaista, zwykł mawiać, że są dwie zasadnicze kategorie ludzi - ci, którym nie trzeba mówić, co jest fajnego w chodzeniu po górach i ci, którym tego nie wytłumaczysz. Gdy myślę o górach, to nie mam oczywiście na myśli Zakopanego. Tego cyrkowego miasta w ogóle mogło by nie być i Tatry tylko by zyskały na tym. Góry to przede wszystkim miejsca, gdzie trzeba dojść własnymi siłami, wdrapać się, wgramolić, wpełznąć. Nie asfalty i bryczki do Morskiej Dupy, ale kamieniste, zarośnięte ścieżki na szczyt. Zdobycie nawet niewielkiego sprawia frajdę miłośnikowi gór.
Co więc zabrać w góry, aby się nimi nie rozczarować? Co spakować, aby wyjazd nie był naszym ostatnim. By się do górskich wędrówek nie zrazić, nie zniechęcić. To przecież banalne - powiesz. Czyżby?


Najbardziej oczywistą oczywistością jest plecak. Ja swój obecny kupiłem dwa lata temu (poprzedniego używałem 12 lat, aż przestał się nadawać do czegokolwiek). Sporo się naszukałem, naoglądałem i wiele przebolałem. Zawsze bowiem było coś, co mi nie odpowiadało. Zakup okazał się jednak strzałem w dziesiątkę. 75 litrowy plecak polskiej firmy 4f ma regulowane wszelkie paski, więc nosi się go wygodnie, nawet gdy Piwny Podróżnik ugina się pod ciężarem noszonych butelek, czyli zawsze. Jest doskonały na kilka dni w górach. Na jedno/dwudniowe wyjazdy warto mieć mniejszy plecak. Na pięć dni musimy jednak nosić na swoim garbie więcej gratów (i piwa). Jeśli w zestawie jest nieprzemakalny pokrowiec na plecak, to nawet w deszczu Twoje zapasowe majtki i piwo pozostaną suche.

No i ubranie, no ale kto chodzi w góry bez niego? Kurtka to inwestycja, która się zwróci. Spodnie za pięć stów możesz sobie odpuścić, kup bojówki. Są mega funkcjonalne. Poza zimą miej krótkie gatki na zmianę. Termoaktywna bielizna jest ok. Jej brak też jest ok, o czym przekonuję się niezmiennie od kilkunastu lat. Zimą muszą być kalesony, jakkolwiek mało męskie. Na zimę czapka, na lato czapeczka (zwana czasem wpierdolką - w górach po łbie nie dostaniesz, ale przynajmniej nie przegrzejesz centrum dowodzenia i nie spalisz facjaty). Polar sprawdza się od lata do zimy.

Rzeczy, których nie musisz mieć w plecaku (ale dobrze jednak być w nie wyposażonym):

- śpiwór - dopasowany do warunków na zewnątrz, ale jeśli śpisz w schronisku, to nie ma większego znaczenia, tam nawet zimą jest na tyle ciepło, że wystarczy zwyczajny, letni. Jeśli jeszcze go nie kupiłeś, to rozglądaj się za takim z nieprzemakalnym pokrowcem, bo czasem (zawsze) plecak wypełniony jest piwem i śpiwór trzeba przytroczyć na zewnątrz.

- termos - dla wielu rzecz zbyteczna, bo przecież mamy piwo. Po całym dniu łażenia jednak dobrze dla odmiany wyciągnąć herbatę lub kawę. Latem można w nim nosić coś zimnego do picia (nawet naczapowane po drodze piwo).

- woda - mimo że piją ją zwierzęta i kopulują w niej ryby, to woda przydaje się do spożywania w dni upalne (nie tak jak rześki eisbock, ale zawsze), lub do opłukania szkła po poprzednim piwie.

Śnieżka 2014, temperatura ca 40° C

 - jedzenie - wiadomo - po co komu jedzenie, gdy ma piwo? Odpowiem prosto - trzeba mieć siłę dojść po nie i je otworzyć. Własne jedzenie pozwala także zaoszczędzić na nietanim zwykle jedzeniu schroniskowym i tak zaoszczędzone pieniądze zainwestować w nietanie schroniskowe piwo. Polecam klasyczne pasztety i zupki chińskie. 5 dni w górach = 3 kilogramy mniej. Dla przeciętnego hop-belly'ego to poważny argument.

- dostarczyciele energii - nie każdy potrzebuje sztucznego wspomagania własnych mięśni i ich pracy, ale warto zabrać ze sobą kilka czekolad/batonów/magnezów. Po co narażać się na skurcze. Szczególnie dotyczy to takich codziennych leni i biurowych wyjadaczy jak autor. Jeśli Twoją największą aktywnością w ciągu dnia jest spacer po piwo, to musisz mieć coś, co dostarczy Ci magnez. Skurcz w trakcie picia piwa to fatalna sprawa.

- przewodnik - nie musisz go brać, ale czasem warto zaskoczyć współtowarzyszy znajomością jakiegoś szlaku, góry, czy nieistniejącego od 150 lat browaru. Sława gwarantowana.

- książka - dobry przyjaciel, gdy wszyscy inni są pijani lub wkurzający (te dwie rzeczy często występują wspólnie). Ja już dawno książki nie brałem, co wiele tłumaczy. Polecam!

- gra planszowa (tu: Carcassone w woreczku) - znajdź taką, która zajmuje mało miejsca i zapewnij znajomym rozrywkę na kilka piw. Karty także są zawsze pro!

- mapa - mapę ma mieć przynajmniej jedna osoba. 3 mapy to gwarantowane dysputy, czyja pokazuje właściwy czas przejścia oraz rozkminy w stylu: "a na mojej tego szlaku nie ma". Polecam w miarę aktualne, chyba że chcemy np. poszukiwać w Bieszczadach gospody we wsi Caryńskie, która została wysiedlona w ramach Akcji Wisła. Pamiętaj! Jeśli zgubisz drogę, opóźnisz wypicie piwa na szczycie.


Rzeczy, które absolutnie musisz mieć ze sobą (lub narazisz się ostracyzm, wstyd lub pośmiewisko):

- buty - nie chce mi się tego tłumaczyć. Jeśli wydaje ci się, że do chodzenia po górach nie trzeba mieć odpowiednich butów, to masz rację - wydaje ci się. Buty to wygoda i bezpieczeństwo. Czasem bezpieczne są wysokie nieprzemakalne buty, czasem wygodniejsze sandały. Zawsze warto mieć drugie na zupełnie inną pogodę. Bez odpowiednich butów nie dojdziesz na piwo.

- klapki - jeśli nie chcesz biegać po schronisku na bosaka, to weź se klapki. Chyba że nie straszne ci grzybiczne zapalenie paznokci stóp, o którym uwielbiam słuchać w porannej audycji przed zaburzeniami erekcji i po ćwiczeniu mięśni kegla, a o które ponoć nietrudno pod wspólnym prysznicem. Koniec żartów. Po schronisku można chodzić w butach zwykle tylko na parterze. Gościowi będącemu w schronisku dłużej jednak nie wypada pakować się do jadalni w buciorach. W dobrym tonie jest je zdjąć w sieni i przywdziać stylowe kapcie. 

- szklanka na piwo - na zdjęciu stoi luzem, ale w plecaku nigdy się tak nie wala (o tym za chwilę). Fajnie jest zabrać tecu lub inny kielich, można na szczycie góry zadać szyku i pić jak lord, ale najbardziej praktyczny jest jednak shaker z grubszego szkła. Nawet jak spadnie na trawę, to nic mu się nie stanie. Na szczycie wygląda wystarczająco dziwnie, by każdy gapił się na ciebie jak na kosmitę.


 - futerał (pierwotnie) na aparat - a faktycznie na szkło, bo cóż ochroni cenny element kolekcji lepiej? Aparat i tak zawsze jest pod ręką/na szyi/na ramieniu. Nie ryzykuj zmniejszenia Twojej piwnej kolekcji

- piwo - ile wlezie. Nie pozwól skazać się na zależność od dobrej woli kierowcy, który zawiezie/nie zawiezie Cię do najbliższego sklepu z dobrym kraftem. Przemyśl też, gdzie jest najbliższy dobry sklep z kraftem. W przypadku polskich gór będą to odpowiednio (z zachodu na wschód): Wrocław, Bielsko, Kraków, Rzeszów. To w każdym przypadku nieblisko. Pamiętaj! Picie schroniskowych Tyskich/Żywców/Leżajsków/Lechów grozi śmiercią, kalectwem lub grubym hejtem.

- nóż/widelec/łyżeczka - służą do wielu popularnych rzeczy i otwierają piwo, gdy nie masz otwieracza. Zamieszasz nimi zupkę, posmarujesz pasztet, nabijesz konserwę lub kabana. 

- otwieracz - designerski, dopasowany do Twojej osobowości, wyrażający Twoje "ja". Nic lepiej nie poprawi twojego statusu społecznego niż stwierdzenie "ja mam otwieracz".

- własna herbata/kawa - oszczędności, oszczędności. Tytka herbaty - 20 groszy, wrzątek w schronisku - najczęściej za darmo, herbata w schronisku - 4 zł. Chyba wszystko jasne? Poza tym masz taką, jaką lubisz.

- czołówka - absolutne must have. Gdy o 3 nad ranem pęcherz domaga się opróżnienia z wypitych wieczorem piw, czołówka przyda się, by nie zdeptać śpiących na ziemi. Jest idealna do szukania w środku wody stojącej gdzieś koło łóżka. Woda gasi nocne pragnienia. Przydaje się też do doświetlania fotografowanego piwa. W schroniskach wieczorem panuje bowiem zwykle półmrok.

- medykamenty - weź ze sobą plastry, jeśli nic nie obtarło, to znaczy że za mało chodziłeś. Weź także coś na ból głowy. Doświadczenie mówi, że w górach trudniej o kaca, ale nic tak skutecznie nie odbiera radości zdobywania szczytów niż pękająca dynia

- ręcznik/środki czystości - schronisko nie hotel, nie będą czekać ułożone na łóżku, a nikt nie będzie chciał się napić piwa z brudasem i smrodem.

- osobny (szczelny) worek na brudy - co może bardziej zakłócić owocowe aromaty typowe dla smakowitego american india pale ale niż stare skarpety czy spocone majty?

To z grubsza na tyle z perspektywy łazika niecodziennego. Zawodowy obieżyświat nie kala się bowiem sypianiem w schronisku i wtedy zabiera całkiem inne rzeczy. Czy o czymś zapomniałem?

Zobacz także

8 komentarze

  1. Ja bym jeszcze zabrał rower, ale to już chyba nie na te same trasy ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślady na ziemi wskazywały, że tam gdzie my się w Biesach wdrapywaliśmy, ktoś zjeżdżał. No ale niekoniecznie musiał być normalny ;)

      Usuń
  2. Też piję wodę Oazę ;D termosa jeszce się nie dorobiłam, a zamiast książek biorę czytnik e-booków (dużo czytam) :)
    http://wolnym-krokiem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oaza jest smaczna, w przeciwieństwie do innych wód.
      Masz czytnik ebuków a nie masz termosu? Czekasz na takiego od Apple?;)
      Może sobie też kupię czytnik...

      Usuń
    2. Niczego nie mam z firmy Apple :) czytnik bardzo polecam! wiadomo, też wolę czytać książkę papierową, ale w podróży albo na wykładzie jest jak znalazł:) a termos muszę sobie kiedyś kupić. Niedawno nawet patrzyłam jakie są, ale nie mogłam się zdecydować i w końcu nie kupiłam. :)

      Usuń
    3. Ja od 8 lat mam termos z Auchan za 30 zł. Polecam nie udziwniać. Tu się nie ma co zepsuć i nie ma co przepłacać za firmę. Pzdr :-)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygląda to super. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy