Pierwszy zajazd na Litwie

07:34

Stanowczo zbyt długo odwlekło się w czasie opublikowanie tego wpisu, bo już miesiąc minął od mojego powrotu ze wschodu, a słowem jeszcze nie pisnąłem, że nie byłem tylko na Białorusi, ale spędziłem jeszcze dwa cudowne dni w Wilnie, które jest rzut beretem od Mińska. Człowiek jeszcze dobrze nie rozsiądzie się w pociągu, a już ładują się celnicy - najpierw białoruscy, za chwilę litewscy i tuż po chwili wysiadamy w Wilnie. Gdy wyszedłem z dworca, to pomyślałem: "kuźwa, ale zadupie". Pierwsze chwile w stolicy Litwy to konstatacja, że chyba pociąg zatrzymał się w Sanoku, Rabce albo Kłodzku (bez obrazy tych pięknych miejsc). Najbliższe okolice dworca bardziej przypominają Skoczów niż europejską stolicę. Ale już położone 10 min piechotką na północ Stare Miasto robi ogromne wrażenie, a dopiero wdrapanie się na Górę Giedymina pozwala dostrzec wielkość Wilna. 


Wilno okazało się być miastem kościołów, pięknych zaułków oraz dobrego piwa!

Pierwsze piwa zakupiłem w delikatesach koło dworca, a spożyłem podziwiając panoramę Starego Miasta spod Baszty Giedymina.


Elis Tamsusis zdobi jedna z najładniejszych etykiet, jakie ostatnio widziałem. Pierwsza myśl jest taka, że to piwo belgijskie. Na zdjęciu widać etykietę z każdej strony. Boska... Jest to piwo z Browaru Gubernija, którego korzenie sięgają XVII wieku. Nie ma to oczywiście kompletnie żadnego wpływu na piwo i jego smak. Mała buteleczka 0,33l. została opróżniona "na pirata" - bez szkła. Tamsusis Elis to ni mniej ni więcej jak ciemne ale. Okazał się (a może okazała, bo to chyba rodzaj żeński) być bardzo smakowitym, lekko słodkawym piwem, o pięknym aromacie rodzynek i owoców. Nie widziałem innych piw z takimi ładnymi etykietami, ale tak naprawdę nie wiem, czy Tamsusis Elis jest wyjątkiem czy to może cała art drink series, jak sugeruje etykieta.

Zaraz po opróżnieniu piwa dla gnomów przyszedł czas na dobrze znanego w Polsce Svyturysa. Pamiętam, że Baltijos Dark Red było piwem, które niegdyś znacznie zbliżyło mnie do piwnego szaleństwa i do dziś pysznie wspominam jego picie. Tym razem wzrok mój padł na Svytursa Old Port Ale, czyli jak głosił napis poniżej scottish ale. Uważam, że u nas stanowczo zbyt mało jest przedstawicieli klasycznych brytyjskich stylów piwnych, dlatego też temu nie mogłem się oprzeć. 

"Niebo w gębie"

Jest to całkiem przeciętne piwo, które smakuje lekko słodkawo i sprawia wrażenie mocniejszego, niż w rzeczywistości jest. Dominuje w nim karmel, ale jest znacznie bardziej wodniste niż bym chciał. Fajne, ale nic więcej. Był i tak dobrą odmianą po spijaniu białoruskich lagerów.

Kolejny przystanek dał mi piękną możliwość powrotu do przeszłości. Niczym Marty McFly cofnąłem się w czasie i zamówiłem Svyturysa Baltijosa, a Madzi, która mi towarzyszyła, zamówiłem Grimbergena, czyli belgijską piątą kolumnę, którą widziałem w niejednym miejscu w Wilnie.


Svyturys okazał się niezwykle pijalnym, fajnym piwem, które (1) fantastycznie się prezentuje, (2) aromatycznie cieszy - owoce, karmel, orzechy i (3) dobrze smakuje - treściwe owoce, lekki karmel. Bardzo sesyjne. Grimbergena jeno podpijałem. To dubbel, czyli musiałem upijać, coby Madzia mogła o własnych siłach wyjść z knajpy, bo dziewczę to delikatne i odwykłe już od studenckich degustacji, zwanych czasem libacjami. Jak zwykle bardzo mi smakował utwierdzając mnie w przekonaniu, że powinienem nauczyć się flamandzkiego i wyemigrować. 

Pijąc poprzednie piwa nie wiedziałem, że moja wileńska piwna podróż zbliża sie do momentu kulminacyjnego i choć kierowałem się z grubsza na knajpę wskazaną przez Grzegorza (pozdrawiam), to całkiem przypadkiem znalazłem inną, która mnie trochę zatrzymała. Poza kilkoma lanymi piwami, były dwie wielkie lodówki specjałów, z których wiele nic mi nie mówiło, etykiety wyglądały ciekawie, a style wręcz zachęcały do konsumpcji. Na pierwszy ognień poszły...


Po całodniowym spacerze w gorący dzień nie rejestrowałem już dokładnie smaków, a że brakło kajetu to nie mam notatek. Prawda jest jednak taka, że zarówno Humulupu IPA jak Gutstoutas Outmeal Stout były bardziej niż bardzo dobre. I te boskie etykiety...

Nie mogłem sobie odpuścić jeszcze jednego piwa z Browaru Širvėnos... Wybór padł na...


...Rudasis Biteris, czyli bitter. Ale ciemny... Brązowy? Chyba tak. Kolejna świetna etykieta. I bardzo smaczne piwo... 

Piwem, które bardzo mi posmakowało, był Imperial Porteris z browaru Volfas Engelman. Choć piwo to nie miało kompletnie nic wspólnego z bałtyckim porterem, którego próbuje udawać, to jest wyjątkowo lekkim i miłym porterem, cechującym się orzechowym i kawowym aromatem i równie dobrym smakiem. 


Może i jest trochę zbyt wodniste i swoim mrokiem nie stanowi natychmiastowego teleportu do Mordoru, to piło się go bardzo przyjemnie i niezwykle urokliwej knajpie w Republice Zarzecza, najfajniejszego miejsca w Wilnie.

Czego chcieć więcej?

Tylko powrotu do Wilna i większej ilości czasu w nim. Zdecydowanie warto, bo miasto jest piękne, a piwo przednie. I jest go tak dużo!!

Na koniec jeszcze coś litewskiego i mogliśmy łapać pociągas do Białorusias.


Zobacz także

2 komentarze

  1. jak cenowo tam to wychodziło ?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trudno mi o dokładność, bo za krótko byłem.
      Na pierwszy rzut gardła dokładnie tak jak u nas.

      Usuń

Obserwatorzy